Niestety, doczłapałam na końcu i przegrałam (pierwsze przegrane wybory). No trudno. Nie zawsze się wygrywa. Mandatów było 8, a ja przybiegłam do mety na miejscu dziewiątym. Wracam do Rady Miasta. Niektórzy twierdzą, że tutaj jestem niezbędna:)
Miesiąc: październik 2011
Koniec wymówek.
Tak zatytułowała zwycięstwo PO Dziennik Gazeta Prawna. I to jest najważniejsze zdanie związane z tym, co ma przyjść. Rada monitorująca „DGP” wskazuje obszary, które po wyborach powinny zostać jak najszybciej zreformowane, by Polska utrzymała wzrost gospodarczy. To przede wszystkim finanse publiczne, system podatkowy oraz edukacja. Ważna ścieżka reformy to gruntowna zmiana polityki fiskalnej: należy zmniejszyć parapodatki i koszty zatrudnienia. Chodzi głównie o zmianę opodatkowania przedsiębiorców, czyli o przejście na podatek ryczałtowy. To zaledwie część tego, co powinno być zrobione. Mam nadzieję, że temu wszystkiemu PO sprosta. Trzeba mieć dużo determinacji i odwagi. Tyle wiemy. Personalne dane dotyczące tego, kto będzie miał możliwość pilnowania i realizowania zadań – otrzymamy najparwdopodobniej jutro.
Pędzę więc na wykład. Studenci czekają.
Charytatywność bogatych.
Andrew Carnegie pisał, że „człowiek, który umiera bogaty, umiera w hańbie”. Ten XIX-wieczny magnat stalowy, fundator słynnej nowojorskiej Canegie Hall, wprawił wszystkich w osłupienie, kiedy pod koniec życia przeznaczył cały majątek na cele charytatywne, w tym budowę wielkiej sieci bibliotek publicznych. Dziś Amerykanów podobne gesty już nie dziwią. Założyciel Microsoftu Bill Gates i znany inwestor giełdowy Warren Buffett rozpoczęli kampanię „The Giving Pledge”. Chcą przekonać najzamożniejszych Amerykanów, by przekazali na cele charytatywne co najmniej połowę majątku. Na apel odpowiedziało już 34 miliarderów, wśród nich właściciel firmy informatycznej Oracle Larry Ellison, założyciel CNN Ted Turner, burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg czy potentat przemysłu energetycznego T. Boone Dickens. Ten ostatni napisał w liście do Gatesa i Buffeta: „Od dawna mówiłem, że lubię zarabiać pieniądze, ale jeszcze bardziej lubię je rozdawać”. Zdaniem Mortimera Zuckermana, miliardera i filantropa, podstawą kapitalizmu jest niepisane zobowiązanie najbogatszych do dzielenia się z biedniejszymi. Zwłaszcza w kryzysie. Dlaczego o tym piszę dzisiaj? Ponieważ być może i u nas przydałaby się taka inicjatywa. Piszę też i dlatego, nawiązując do wczorajszego wpisu, że nie jestem w stanie zrozumieć marnotrawienia kasy na zabezpieczenie „próżności” i dążenia do władzy. Jak można policzyć, diety poselskie otrzymywane przez cztery lata nie zwrócą się przy niektórych kampaniach. Tak więc, albo gigantyczne poczucie własnej misji, albo samouwielbienie, albo …. A może za kasę możnaby ufundować stypendium, wybudować dom dla rodziny zastępczej, wesprzeć młodego przedsiębiorcę.
Jednakże prawdą jest i to, że każdy może robić z własnymi pieniędzmy co chce,
Polityka zawód czy powołanie.
Max Weber napisał rozprawę pod tytułem „Polityka jako zawód i powołanie”. Pisałam już parokrotnie na blogu o Weberze. W każdym nieomal zespole czynności, które określają naszą rolę w życiu społecznym, naszą aktywność na tej płaszczyźnie, występują te dwa elementy: zawód i powołanie. W różnej jednak proporcji. Zawodu przede wszystkim trzeba się wyuczyć, trzeba przestrzegać określonych rygorów związanych z jego wykonywaniem. O dopuszczeniu do tego wykonywania decyduje często wykazanie się określonymi kwalifikacjami. Tak jest w dyplomacji – jest, czy powinno być w dyplomacji. Dwa dni po wyborach do Reichstagu Max Weber wygłosił wykład pt. „Polityka jako zawód i powołanie”. W sytuacji gdy do uzyskania władzy dążyli czasami zupełni polityczni amatorzy, Weber próbował wskazać, jakie cechy czynią polityka wartościowym dla państwa. Szukał odpowiedzi na pytanie jaką osobę można nazwać „politykiem z powołania”, próbował opowiedzieć jakie są koszty i niebezpieczeństwa zawodowego zajmowania się polityką. Próbował też rozprawić się z idealizmem i absolutyzmem etycznym przenikającym osoby rozpoczynające swą przygodę polityczną.
Max Weber w swojej książce „Polityka i nauka jako zawód i powołanie” rozpoczyna swoją rozprawę na temat polityki od próby zdefiniowania tego czym jest polityka, jak należy ją definiować. Zwraca uwagę na to, że pojęcie polityka jest niezwykle szerokim pojęciem i odnosi się do wielu sfer życia np. m.in. do polityki banków, szkolnictwa, gmin czy domostw. On podejmuje temat polityki rozumiejąc ją jako kierowanie lub wywieranie wpływu na kierowanie związkiem politycznym, w dobie współczesnej – państwem. Polityka czy wszelkie określenia „polityczny/a” oznaczają dążenie do udziału we władzy lub wywierania wpływu na podział władzy. Kto uprawia politykę ten dąży do władzy nad jej poddanymi. Weber stara się udzielić odpowiedzi na pytanie: kiedy i dlaczego tak się dzieje?
Weber twierdzi, że „politykę robi się głową, a nie inną częścią ciała czy duszy” . A jednak oddanie się jej może zrodzić się i czerpać energię tylko z namiętności. Polityk musi pokonywać najpospolitszą próżność, która jest cechą rozpowszechnioną i prawdopodobnie nikt nie jest od niej wolny. Dążenie do władzy jest nieuniknionym środkiem pracy u polityka. Grzech przeciw świętemu duchowi jego zawodu zaczyna się, gdy to dążenie do władzy staje się nierzeczowe, gdy staje się przedmiotem czysto osobistego samoupojenia zamiast występować wyłącznie w służbie „sprawy”. W dziedzinie polityki istnieją ostatecznie dwa rodzaje grzechów: nierzeczowość i brak odpowiedzialności, a rodzą się one z próżności. Dlatego właśnie, że władza jest nieuniknionym środkiem, a dążenie do władzy jedną z sił napędowych wszelkiej polityki, nie ma bardziej zgubnego zniekształcenia siły politycznej niż chełpienie się władzą i próżne samouwielbienie w poczuciu władzy.
To był kawałek z Webera, polecam czytanie klasyka, który nie zwatpił w to, że poltyka może się łączyć z etyką.
Pozorne działania fundacji śledzących korupcję.
Piszę tutaj o wielu organizacjach pozarządowych, których jestem orędowniczką, ale… No właśnie to „ale”. Uważam, że wszelkie organizacje tego typu, jak Fundacja Batorego i jej podobne tracą sens swojego istnienia. W programach organzcje mają między innymi analizowanie i śledzenie zachowań związanych z wyborami. Mówi się jeszcze i dzisiaj, że na przykład Janusz Palikot w poprzednich wyborach nie pozałatwiał swoich spraw związanych z pieniędzmi przeznaczonymi na kampanię wyborczą. Zdaje się jednak, że to co zrobił pan Janusz Palikot w dzisiejszej praktyce aktualnie trwających wyborów – to mały pryszcz. Jak wyglada działalność kontrolująca fundacji tej, czy innej. Ano ma ona sprawdzać, czy na przykład pieniądze wydawane na kampanię są zarejestrowane. Przypomina się mi historia, którą zapamiętam na zawsze i którą opowiadam wszystkim. W wyborach do samorządu między innymi zorganizowałyśmy z Bożeną P-G miejsce, gdzie można było przyjść i podyskutować o poglądach, zamierzeniach etc kandydatek do Rady Miasta i do Sejmiku. Frekwencja odwiedzających to miejsce raczej nie była oszałamiająca. W każdym razie kiedyś, kiedy tematem była kultura na spotkanie przyszedł młody człowiek. Siedział, nic nie mówił, my zaś: ja i Bożena opowiadałyśmy o naszych planach. Potem, kiedy przyszedł czas na pytania, młodzieniec znów nie był zbytnio aktywny i wtedy ja bezpośrednio zapytałam go, czy naprawdę nie ma żadnych pytań dotyczących funkcjonowania kultury w Krakowie i w okolicy. I wtedy ten człowiek powiedział, że ma jedno pytanie: kto zapłaci za jego herbatę. Osłupiałysmy nieco i powiedziałyśmy, że kawę i herbatę stawia właściciel kawiarni. Wtedy młody człowiek (po godzinnym siedzeniu z nami!) oznajmił, że jest przedstawicielem Fundacji Batorego sprawdzającym, jak wyglada finansowanie kampanii wyborczych i dlatego zapytał o to, kto płaci za herbatę. Powiedział to w miejscu, wokół którego było setki plakatów jednego z kandydatów (który co najmniej trzysta razy przekroczył limit własnych wydatków na kampanię). To było parę miesięcy temu. Dzisiaj sytuacja jest dramatyczna. Już nikt nie ma wątpliwości, ze są tacy, którzy mają wszelkie limity przekroczone zdecydowanie więcej razy, niż trzysta. To widać gołym okiem. Ja spokojnie czekam na wyniki działalności Fundacji Batoregi i innych. Wiem też, niestety, jakie mogą być wyniki tych działań. Nikt nigdy nie zabrał radnemu czy tez posłowi ich mandatów tylko i wyłacznie z tego powodu, że wydawali masę kasy na kampanię. Oczywiście można też i uznać, że prawo limitujące te wydatki jest bezsensowne. Zobaczymy, co będzie. Ta kampania pod tym właśnie względem jest dość interesująca.
Fundacja Księcia Karola
Za chwilę o godzinie 10.00 rozpocznę w Herbewie w Krakowie ostatnie moje spotkanie przedwyborcze. Ponieważ jestem mentorem Fundacji Księcia Karola w Małopolsce spotkanie to, tej właśnie mojej działalności będzie poświęcone. Fundacja zajmuje się wsparciem młodych ludzi, którzy chcą otworzyć własne przedsiębiorstwo. Pomagają im w tym starsi doświadczeni ludzie. Jest to działalność charytatywna i bardzo, bardzo wdzięczna, kiedy się widzi, że młodzi się rozwijają.
Ponieważ nie wydaję gigantycznych pieniędzy na plakatowanie miasta postanowiłam, na zamknięcie swojej kampanii przeznaczyć 25 tysięcy złotych dla młodego człowieka, na wsparcie początków jego działalności biznesowej. Będziemy oceniali biznes-plany i mam nadzieję, że znajdę kogoś, kto mądrze wykorzysta pieniądze. To tyle. Zapraszam do Herbewa na godzinę 10.00 w dniu dzisiejszym.
Machiawelizm coraz żywszy.
Jestem w samorządowości od wielu lat. Mam osiągnięcia, jestem skuteczna (o czym świadczą duże kolejki mieszkańców na moich dyżurach), ludzie wiedzą i przychodzą. Nie lekceważę ich. Brałam udział w trzech kampaniach wyborczych. Zawsze starałam się zrobić moje kampanie niebanalnymi, dbałam o ciekawe plakaty, interesujące spotkania. Szanowałam moich wyborców, więc nigdy nie stosowałam tzw. „Ustawek” (wzruszających momentów pt. ja z małymi dziećmi, ze zwierzętami w schronisku, z chorymi etc. tylko i wyłącznie na użytek kampanii – nota bene pisał już o tym Machiavelli). I niestety moja naiwność nie będzie nagrodzona. Obecna kampania ostatecznie zlikwidowała limity, o których pisałam niżej (opisując zasady finansowania kampanii). Otóż to, co tam napisałam już nie obowiązuje. Z tą kampanią zapewne weszły nowe zasady. Żadna fundacja antykorupcyjna nie jest w stanie dotrzeć do źródeł finansowania kampanii. Machiawelizm, jak zwykle od wieków, zbiera swoje żniwo, jest podstawową metodą uzyskiwania sukcesów w polityce. Stało się także i to, że do samorządów i polityki będą mieli dostęp ci, których będzie na to stać. I tutaj właściwie powinnam powiedzieć: no właśnie, niech tak będzie. Polityka nie jest dla biednych. Amerykanizacja dotarła i do Polski. Kiedyś tam chwaliłam system, w który władzę biorą ci, którzy potrafią zarabiać. Stać ich na kosztowne kampanie wyborcze. I proszę tak się właśnie dzieje. Właściwie ostatnia kampania do samorządu była tego przedmurzem. Wtedy jednak zdawało nam się, że są to wypadki jednostkowe i że coś, ktoś z tym zrobi. Teraz jednak okazło się, że jest to nowy typ kampanii, w którym juz nigdy limity nie będą obowiązywały. Przed tą kampanią spotkałam młodą dziewczynę pracującą w amerykańskich firmach zajmujących się kampaniami. Poddawała mi wiele pomysłów na „dobrą kampanię w stylu amerykańskim”. Oczywiście jednym z ważniejszych punktów, jak wszyscy wiemy, jest pozyskiwanie sponsorów. Do tej pory nie stosowałam takich metod zgodnie z postawową zasadą Miltona Friedmana, że „nie ma darmowych obiadów”. jeśli ktoś wpłaca na kampanię – to nie robi to tylko i wyłacznie z symaptii do kandydata, ale i chce „za postawiony obiad” coś uzyskać w przyszłości. Nie pochwalałam takiego zdobywania finansów. Jednak powstaje pytanie, czy można w inny, niż amerykański sposób prowadzić kampanię? Czy są szanse robić to inaczej, niż za pomocą bardzo dużych nakładów. Oczywiście są: może to być majątek tatusia, który się na te cele przeznacza. A tak poważnie: właśnie na naszych oczach, w czasie aktualnie trwającej kampanii narodziła się inna idea. Kampanie będą coraz droższe, kupowana będzie uwaga odbiorców i ich głosy. A kupić można, jak większość z nas wie – wszystko. Ciekawe wydawać się może i to, że paru kandydatów wydało na kampanię więcej kasy, niż otrzymają w dietach poselskich przez cztery lata. Powstaje więc pytanie, na czym polega potęga tej władzy (nawet tak znikomej, jak bycie jednym z ponad czterystu posłów). Dlaczego warto to kupować za tak duże pieniądze?