Rozmawiałam niedawno z miłym człowiekiem, moim kolegą klubowym (a także i partyjnym). Zapytałam go, jak to jest możliwe, że mamy tak bardzo różne poglądy a pomimo tego należymy do jednej partii. I wtedy on mi powiedział, że mam staroświeckie rozumienie tego, czym jest partia. No tak, pomyślałam sobie, partia jest, według mnie, zbiorem ludzi podobnie myślących, którym towarzyszy ten sam pomysł na rządzenie krajem, o zbliżonym światopoglądzie et. Takie myślenie jest, jak się okazało ” staroświeckie”. Teraz partie są, jak to ktoś świetnie podsumował, tymczasowymi komtetami wyborczymi. Ważne jest kto, a nie co. Kto jest przy władzy, z kim wypada iść, ale nie dlatego, żeby zrealizować poglądy „wspólne partii”. Idzie się po władzę. Przesunęły się priorytety. Potem niekiedy nie za bardzo wiadomo, co z ową władzą robić (ponieważ wszystko, co było poza nią już nie istnieje). No więc ja z koncepcjami, takimi, jak pisał Max Weber (czy istnieje powołanie polityka etc), a tutaj okazuje się, że jestem passe…
Staroświecke rozumienie partii.
Autor
jantos
Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury) Zobacz wszystkie wpisy opublikowane przez jantos