Przed chwilą zakończyła się prezydencka debata telewizyjna. Nie wiadomo dlaczego potraktowana wybiórczo, tzn. zaproszono jedynie czterech kandydatów. Niestety, żaden z nich nie wywołał u mnie radosnego okrzyku: to ten człowiek będzie w pelni reprezentował moje poglądy. I może tak było u większości ludzi, którzy poświęcili godzinę czasu debacie, zamiast wykonać wiele bardziej pożytecznych rzeczy. Poniewaz była to, za przeproszeniem, strata czasu. Slogany, populizm i to wszystko w „sekundzie na odpowiedź”. Najbardziej zaskakująca była odpowiedź kandydatów na pytanie o obszary życia, które winny być prywatyzowane. Grzegorz Napieralski tak się zagalopował, że stwierdził, że edukacja na pewno nie powinna (nie zauważył, że to juz się stało!). Prywatyzacja szpitali stała się zaś powodem do bezpośrednich ataków panów na siebie. I panowie poszli w zaparte. Żadna prywatyzacja, Broń Boże, niech nikt nie pomyśli, że to może się znaleźć w obszarze jakichkolwiek domniemań.
Przydałby się głos Korwina. Ożywiłby zapewne dyskusję, która niestety była nudna.