Powoli się zbieramy i przychodzi czas na pierwsze refleksje. Przypomniała mi się książka Rene Girarda Kozioł ofiarny. Girard zastanawiał się nad funkcjonowaniem mechanizmu występującego u ludzi, który nazwał mechanizmem kozła ofiarnego. Mechanizm ów wynika z ludzkiej skłonności do obciążania za wszelkie przciwności losu, za nękające ich konflikty i nieszczęścia, kogokolwiek – tylko nie siebie samych. Traumatyczne działanie tego mechanizmu polega na ześrodkowaniu całej niechęci na kimś (jednostce lub grupie ludzi). Girard pisze o tym, że w dawnych wspólnotach kozła ofiarnego traktowano jako ofiarę i dopiero po zamordowaniu kozła we wspólnocie zapanowywał spokój. Tę nadprzyrodzoną i dobroczynną moc paradoksalnie przypisywano zabitej ofiarze, gdyz to jej śmierć przynosiła zbawienne pojednanie wspólnoty. Można oczywiście dalej analizować treść książki Girarda. Dlaczego mam skojarzenia z tą pracą? Ano dlatego, że zdaje mi się, że we współczesnych demokracjach tę rolę zaczynają odgrywać politycy. I to wszyscy. Nie istnieje w codziennym odbiorze podział na tych, jak pisał Max Weber, którzy żyją dla polityki i na tych, którzy żyją z polityki. Wszyscy, w codziennym używaniu, przede wszystkim przez media (które narzucają taką wizję) są skazani na takie samo traktowanie. Są przede wszystkim, tak się ich przedstawia: nieuczciwi, głupi, niekiedy śmiesznie ubrani, mali, za chudzi, za grubi, ładni lub brzydcy…. Każdy może rzucić zgniłym jajem. Kiedy zaś umierają, tak jak w opisie Girarda, traktuje się ich śmierć, jako fakt oczyszczenia całej wspólnoty. Wśród polityków, jak i wśród lekarzy, aktorów, prawników są ludzie o różnym stopniu wrażliwości etycznej, różnym poziomie intelektualnym etc. Może rzeczywiście jest tak, że polityka zbiera więcej tych mniej "wrażliwych". Dlaczego jednak traktuje ich się, kiedy żyją z takim lekceważeniem? Zdawałoby się, że refleksja powyższa jest bliska każdemu. Czytam gazety i czasopisma. Wzięłam do ręki Wprost. W żałobnej szacie, a na jednej ze stron Marek Król zaczyna swój felieton wytłuszczonym pytaniem: Czy podczas uroczystego obiadu w ambasadzie amerykańskiej w Pradze Tusk powinien pocałować Obamę: a) w rękę, b)w czoło, c) w inne miejsce ciała prezydenta USA? Itd, itd, Felieton jest średnio dowcipny. I bynajmniej nie chodzi o to, że pan redaktor Król kpi sobie tym razem z Tuska i Sikorskiego (mógłby z każdego innego!), ale o to, że chyba żadne wydarzenie nic nikogo nie nauczy! Mało zarzutów i dyskusji merytorycznej, ale znów ta maniera obśmiewania. A więc po to, aby o człowieku mówiono nie tendencyjnie, ale dobrze – trzeba umrzeć.
Pierwsze refleksje
Autor
jantos
Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury) Zobacz wszystkie wpisy opublikowane przez jantos