Ogladałam w TV zaprzysiężenie 44 prezydenta USA. Potem wysłuchałam komentarzy: że charyzmatyczny, że bezpośredni etc. Nie głosowałabym na Obamę, ponieważ nie popierałabym Demokratów. Pomyślałam sobie, że dziwne to jakoś, że w 270 milionowym kraju poza John Sidney McCain III Republikanie nie znaleźli żadnego innego kontrkandydata w wyścigu do Białego Domu. Ameryce zaproponowano 48 letniego, wysportowanego czarnoskórego kandydata Demokratów i 73 letniego starszego pana Republikanów. Po złej sławie ustępującego prezydenta zdawać się może, że te wybory Republikanie "odpuścili". Wybory, to poza wszystkim innym, pierwsze parę minut, wgląd w sprawę, a potem to już proste zasady socjotechniki.
Wybory na prezydenta to lata przygotowań, a w Krakowie (chociaż to nie ta prezydentura) nic nie słychać. A Duch Święty nie pomoże.
Coś wszystko mi się kojarzy wciąż z tym samym, ale czas biegnie.