Jeśli nie będzie (a nic na to nie wskazuje) jednomandatowych okręgów wyborczych to ja popieram parytety. Jestem w tym wszystkim pt. polityka od siedmiu lat, widzę, co się dzieje, widzę, jak wchodzi w politykę młode pokolenie (i niestety przede wszystkim są to młodzi, przygotowani przede wszystkim do przejmowania władzy młodzi mężczyźni). Mówienie, że będą na listach przypadkowo łowione kobiety po to, aby zapełnić miejsca jest bzdurne, ponieważ tak samo wpycha się nie merytorycznie, ale towarzysko ustawionych facetów.
„- Prezydent Lech Kaczyński popiera parytet dla kobiet – mówi "Gazecie" Anna Karaszewska, jedna z inicjatorek Kongresu Kobiet Polskich. – Ale proponuje, by na listach wyborczych ustawowo zagwarantować kobietom nie co drugie, ale co trzecie miejsce. Wczoraj kobiety z Kongresu przedstawiły prezydentowi swój najważniejszy postulat: połowa miejsc dla kobiet na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego i samorządów. Same chcą przygotować projekt ustawy o parytecie i poprosić kluby parlamentarne, żeby go poparły. Pod obywatelskim projektem musi się podpisać 100 tys. osób. Kobiety będą zbierać podpisy podczas konferencji regionalnych na jesieni. Do tej pory jedynie Grzegorz Napieralski z SLD je poparł. Niechętny parytetowi jest szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Powiedział, że dla ludowców ważniejsza od liczby kobiet na listach jest polityczna kalkulacja.(…)”