Kolejny raz piszę o absurdalnym bałaganie, jaki się zaczął jakiś czas temu z parkomatami i parkowaniem w Krakowie. Coraz więcej mieszkańców z poszczególnych ulic wywiera wpływ na radnych, urzędników, aby miejsca ich zamieszkania objąć płatnym parkowaniem. Oczywiście jest to pożyteczne dla urzędu, więc się wprowadza coraz to nowe ulice, osiedla. Bez pomysłu i chaotycznie. Nie podoba mi się to, ponieważ nie ma pomysłu dotyczącego całego miasta. Rozwiązań brak, a decyzje są podejmowane pod wpływem jednej, paru grup mieszkańców. Sprowadziłam do Krakowa na sesję rady i obrady poszczególnych komisji firmę węgierską, która zajmuje się opracowywaniem koncepcji parkowania w miastach, budowania parkingów, komunikacji miejskiej. Wszystko musi być spójne, aby mogło bez zarzutu działać. Pokazywali w jaki sposób podchodzi się do takich rozwiązań. Ile czasu zajmuje przygotowanie, jak precyzyjnie musi być przeanalizowane całe miasto. Firma miała doświadczenie, ponieważ opracowywała duże europejskie i azjatyckie miasta. Nie chodziło mi oczywiście o zatrudnienie tej, czy innej firmy, ale chciałam pokazać metodę (sic!!). Jak się zabrać do sprawy. Niestety zapanował chaos, który ma tendencje wzrostowe. Az się boję pomyśleć, co będzie się działo dalej.
Najbardziej ekscytujące było wybieranie prezesa dla nowo-powstającej spółki parkingowej. I być może stało się jasne, dlaczego nie korzysta się z doświadczeń firm, którym można by zlecić wykonanie zadania: po prostu nie byłoby miejsca dla prezesa.
W każdym razie ja w tym momencie odżegnuję się od podejmowania jakichkolwiek decyzji. Niech nikt w przyszłości nie obarcza mnie odpowiedzialnością za to, co się stanie za parę miesięcy, czy lat z Krakowem. Ja, jako 1/43 Rady Miasta wyobrażałam sobie i nawoływałam i radnych i prezydenta do decyzji wolniejszych, ale przemyślanych w kontekście wielu czynników, a nie tylko tego jednego: powiększania do niewyobrażalnych rozmiarów stref płatnego parkowania.