No i właściwie można napisać „stało się”. Nowoczesna założona przez Ryszarda Petru, tak naprawdę jest w fazie agonii.
Szukałam na rynku partii o liberalnych poglądach. PO brała na pokład wszystkich, romansowała z socjalistami etc. Platformę Obywatelską zakładałam własnymi rękami i ta „otwartość” nie była dla mnie atrakcją. Platforma po odjechaniu Tuska do parlamentu stała się dla mnie już nie do przyjęcia. Oczywiście nie był to jedyny powód, ale zasadniczy. Na sprawę nałożyła się totalna nieumiejętność prowadzenia partii przez władze krakowskie.
Pojawiła się Nowoczesna. Hmm, pomyślałam – bardzo dobrze, że powstaje partia o wyraźnym komunikacie liberalnym (a nie konserwatywnym). Będzie niszowa, jak partie liberalne, które zbierają do 10% głosów (w krajach o tradycji liberalnych), ale to i dobrze.
Okazało się, że nie przetrwała – i to przede wszystkim z powodu działalności … własnego założyciela.
Zapach śmierci Nowoczesnej pojawił się na Maderze, ale to być może dałoby się jakoś rozprowadzić. Madera wygasała. Jednak ratunkiem nie okazała się (a takie miałam nadzieje) Katarzyna Lubnauer. Nie dała rady. No trudno. Widziałam działania Katarzyny w Krakowie – i już wtedy wiedziałam.
Komunikatem, a właściwie nekrologiem – stało się wczorajsze (5 grudnia) odejście posłów do PO (a w niektórych przypadkach ich powrót 😉 ).
I szkoda, że tak się stało. Nowoczesna się rozpłynęła (raczej jest w trakcie) w niebycie. Krótka historia przewidywana przez niektórych.Także i przeze mnie.
Ponieważ świat polityki nie lubi próżni – być może za jakiś czas spotykamy się z próbą skonstruowania partii wolnościowo-wolnościowej (bez jakichkolwiek aneksów pod tytułem „jesteśmy za wolnością rynku, ale nie za wolnością człowieka”). A ja sobie popatrzę na jej narodziny z dystansem, ponieważ ileż razy można mieć nadzieję, a potem się mylić .