Nie ma sensu pisać o aktualnej, coraz bardzie przedwyborczej sytuacji – już jest ona wystarczająco analizowanej przez media i wszystkich tych, którzy interesują się wydarzeniami wokół. Pozwolę sobie tutaj na kilka nasuwających się wniosków, które są dla mnie istotne.
Od jakiegoś czasu bardzo alergicznie zaczęłam reagować na słowo „zmiana”. Wszyscy , ale to wszyscy zaczęli „zmianę” traktować, jak słowo-wytrych, słowo-miara sukcesu. Nic, tylko „zmiana” pojawiająca się we wszystkich ustach. Co jest, myślałam – wymyślcie inny przekaz. Tym bardziej, że tak naprawdę naród, ten, który poszedł głosować; nie zachował się , jak wyborcy myślący o przyszłości – ale jak sędziowie wymierzający sprawiedliwość rządzącej partii. Oceniono i wydano wyrok. Mniej ich, wydaje się, interesowała owa zmiana, a bardziej orzeczenie wyroku. To zapewne jeden z aspektów ostatnich wydarzeń. Jest jednak ich o wiele więcej. I znów wrócę do „zmiany”. Jednak ma ona uzasadnienie:przede wszystkim w aspekcie zmiany pokoleniowej. Trudno uwierzyć, także i mnie, że solidarnościowe kombatanctwo odchodzi w przeszłość. Władzę chcą przejąć ci, którzy tamtych czasów już nie pamiętają. Garną się do niej i pchają. To pokolenie trzydziesto czy czterdziestolatków. Czy jest to i przede wszystkim, czy będzie – korzystna zmiana? Wydaje mi się, że nie. Przede wszystkim pod względem etycznym (jeśli to jeszcze cokolwiek znaczy). Ale jest to jak najbardziej naturalna tendencja. Dlatego trzeba, moim zdaniem, jak najszybciej przeanalizować zasady kadencyjności władz wszelkich. Piszę o tym od bardzo dawna. Nie będzie to znaczyło tylko i wyłącznie wyżej wymienioną zamianę pokoleniową – bo przecież i nie o to chodzi, ale o odświeżenie spojrzenia osób, o odrzucenie rutyny. Doświadczenie jest wartością pozytywną, a rutyna – nie. Trzeba wykluczyć tych, którym już de facto „nie chce się”, którzy nie działają, ale „zasiadają” w ławach radnych, posłów, czy też od lat „zasiadają” na krzesłach prezydentów, wójtów, burmistrzów. Najwybitniejsi znawcy zarządzania (teoretycy i praktycy) podkreślają niezbędność wymiany kadr – dla dobrze funkcjonujących instytucji. Uczelnie od wieków działają – a jest tam obligatoryjna wymiana kadr zarządzających. Przykładów innych można znaleźć więcej. Jeśli więc wprowadzi się konieczność wymiany kadr – to być może i na tym straci się tych, którzy nieustająco zachowują świeżość i aktywność, ale wierzcie mi – warto, ponieważ zdecydowanie więcej jest tych „zasiedziałych i znudzonych”. Przy okazji dopuści się nowych, a w tym i młodszych. Jedna z pań posłanek (od ponad dwudziestu lat piastująca tą zaszczytną funkcję) powiedziała, że sztuką jest nie tyle wejść do sejmu, ale wygrać wybory powtórnie. Jak się okazuje po ostatnich wyborach prezydenta kraju – jest dużo racji w tym sformułowaniu. Jednak a propos powyższego oświadczenia posłanki – znam wielu, wielu posłów, radnych, którzy do perfekcji opanowali jedynie (sic!!) zasady powtórnego zdobycia mandatu – w tym się specjalizują. Poza czasem wyborów ich nie ma.
Więc w górę serca. Nie porzucajmy myślenia – ono naprawdę (a w to wierzę) ma przyszłość.