"Ochi" Greków.

2042a6982f48735dd928e1ab6b413d7fPrzeczytałam wywiad z Nikosem Marantzidisem politologiem z Uniwersytetu z Salonik, który analizuje obecną sytuację Grecji. I mówi, że ostatnie czterdzieści lat w Grecji to było odbudowywanie etatyzmu i budowa państwa socjalnego. Andreas Papandreu z PASOK skoncentrował się na kontrolowaniu gospodarki. Przemodelował cały system, znacjonalizował banki – i przede wszystkim budował koncepcję państwa opiekuńczego, które wszystko za wszystkich zrobi. Państwo zrobi, załatwi, zabezpieczy, a Grecy robią wszystkie możliwe uniki, aby podatków nie płacić (sic!!). Skąd więc owa Matka-Państwo ma brać pieniądze na zabezpieczenie wszelkich potrzeb? Być może nad tym zastanowił by się Niemiec, ale Grek i Polak, a zapewne i Hiszpan odpuszczają sobie logiczne myślenie i podstawowe pytanie: skąd wziąć pieniądze.

Problemem Tsiprasa  premiera Grecji jest to, że naobiecywał mnóstwo rzeczy przed wyborami. Wszystkim chciał dać więcej wszystkiego – nie zwiększając podatków. A tak się przecież nie da. Chciał obciążyć kosztami najbogatszych i największe firmy. A tu się okazało w praniu, że się to nie uda. Nie wszystko można znacjonalizować. Komunistyczni politycy SYRIZ – domagają się, aby po raz kolejny – umorzono Grecji jej długi (teraz już miliardowe). Znaczy to mniej więcej i tyle, że długi Grecji mają spłacać na przykład Słowacy, gdzie każdy Słowak ma połowę pensji Greka. Nie wspominamy tutaj o systemach emerytalnych w Grecji. 

Grecy po rządach Papandreu nie są przygotowani do wyrzeczeń. Są przesiąknięci tym, że wszystko im się należy od państwa, a oni państwu… nieukończone domy (w których większość z nas mieszkała w czasie wakacji). Niezakończona budowa domu nie powoduje konieczności płacenia podatków. Tak więc cała Grecja straszyła i straszy kikutami niezakończonych budowli.

Mam nadzieję, chociaż dość płonną, że przykład Grecji posłuży innym, jako przestroga.

Z drugiej jednak strony – podobno uczymy się najlepiej na własnych przykładach. Po naszych powyborczych obietnicach – oby to się nie sprawdziło.

A Grecy mają możliwość , po raz kolejny powiedzieć to, co mówił Grek Zorba „szefie, jaka to była piękna katastrofa”.

I szkoda, że ludzie czytają coraz mniej. Jeśli ktoś, kiedyś przeczytał ze zrozumieniem „Greka Zorbę” – to zapewne nie głosowałby za przyjęciem Grecji do Unii Europejskiej. To się nie mogło udać.

 

 

 

 

Uwaga na rozmowy z dziennikarzami.

gazety

W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie (przemiła zresztą) dziennikarka, z którą mam kontakty, z racji swojej funkcji w radzie miasta – od lat i zapytała, jak oceniam sytuację w krakowskiej i małopolskiej Platformie Obywatelskiej. I czy mam zamiar odejść z PO, ponieważ widziano mnie na spotkaniu z Ryszardem Petru. Odpowiedziałam, że trudno mi oceniać sytuację, ponieważ wiem tyle, co każdy obywatel miasta, a jakiś szczególnych wiadomości nie mam. Czy mam zamiar odejść z PO i przejść do „Nowocześni.pl”? Odpowiedziałam, że chodzę (tak, jak każdy interesujący się obywatel miasta) na rożne spotkania. Słucham, podpatruję i myślę, bo potrafię. I oczywiście nie składam żadnych deklaracji. 

A w dzisiejszej Gazecie Wyborczej duży tytuł:”Czy Małgorzata Jantos odejdzie z Platformy Obywatelskiej?”. Nawiasem mówiąc zastanawiam się, kogo to może obchodzić.

Byłam na spotkaniu „Nowocześni.pl” – ponieważ tam pojawiły się znów te same poglądy, którymi kiedyś zachwyciła mnie budowana (wiele lat temu i zresztą przeze mnie) Platforma. Odejście od jakichkolwiek deklaracji światopoglądowych, zwrot ku sile, jaką mają małe i średnie przedsiębiorstwa, ujednolicenie podatków i ich uproszczenie. Nawiasem mówiąc zastanawiam się, czy jest możliwe zarządzanie państwem bez przeciągania uwagi rodaków w stronę światopoglądową. Okazuje się nie to jest ważne, co ja uważam za najistotniejsze – czyli dobre i sprawne zarządzanie gospodarką, ponieważ to z niej wyrastają problemy czy dobrobyt, czyli wszystko inne, ale ludzi najbardziej zajmuje to, kto z kim sypia i dlaczego, czy chadzamy do kościoła, czy chcemy lub nie adoptować dzieci i kto ma być matką, a kto ojcem.. Proszę wybaczyć mi uproszczenia tematu, ale wciąż tego nie potrafię zrozumieć. Sprawy intymne i prywatne stają się publicznymi, a sprawy istotne i publiczne – stają się nieistotnymi.

Tak więc patrzę i słucham. I myślę, co oczywiście w polityce nie spotyka się z aprobatą. Do myślenia przeznaczeni są jedni, a do bycia żołnierzem – większość. Tylko cały problem polega na tym, żeby funkcje były rozdzielane, a potem wykonywane zgodnie z predyspozycjami i możliwościami.

Tak wiec, jaki morał z tej przypowieści: uważajcie Państwo o czym rozmawiacie z dziennikarzem, pytajcie do czego Wasze wypowiedzi są mu potrzebne, autoryzujcie je potem. Nie wyklucza to faktu, że następnego ranka wpadniecie w absolutne zdziwienie, jak zobaczycie, co napisano. A po wtóre pamiętajcie, że gdziekolwiek pójdziecie – to zinterpretują to (najczęściej niezgodnie  Waszymi intencjami).

I uważajcie na kelnerów 😉

 

Dzieci genialne.

Wśród dzieci w wieku 5-6 lat połowa jest uzdolniona matematycznie, a aż ¼ wykazuje ponadprzeciętne zdolności w tym kierunku. Jak pokazują badania, okres przedszkolny jest kluczowy dla rozpoznania matematycznych kompetencji dziecka i ich naturalnego rozwoju. Dlatego edukacja w tym zakresie powinna rozpoczynać się w pierwszych latach życia i powinna być odpowiednio kontynuowana na etapie szkolnym .

Mimo optymistycznych danych mówiących o dużym matematycznym potencjale przedszkolaków, warto zauważyć również drugą stronę medalu – zdolności, które wykazują dzieci w tym wieku bardzo szybko zanikają po rozpoczęciu formalnej edukacji. Po ośmiu miesiącach nauki w szkolnej ławie, w badanej grupie pierwszoklasistów wybitne uzdolnienia wykazywał już tylko co ósmy uczeń.

W tradycyjny program nauczania istnieje przekonanie, że dzieci w tym samym wieku są na tym samym poziomie rozwoju i mają bardzo zbliżone umiejętności i potencjał. System oświatowy dostosowany jest do tzw. „przeciętnej”. Specyficzne predyspozycje dzieci „gubią się” na tle średniej – zarówno w przypadku dzieci uczących się wolniej, jak i tych wyjątkowo uzdolnionych. A przecież o wybitne talenty trzeba zadbać już na wczesnym etapie rozwoju, inaczej dziecko może poczuć się nieakceptowane ze względu na swoją „inność” i przystosuje się do poziomu swoich rówieśników.

Nie rozpoznanie w porę małego geniusza, grozi złamaniem jego charakteru i zmuszeniem do dostosowania się do niższego poziomu, a to może negatywnie wpłynąć na zachowanie dziecka. Często nawet pedagodzy nie posiadają wystarczającej wiedzy, by spośród swoich podopiecznych dostrzec tych wybitnych, którzy powinni być stawiani przed wyższymi wyzwaniami intelektualnymi. Zmuszanie do przystosowania się i „normalnych” dziecięcych zachowań nie sprzyja rozwojowi dziecka, musimy zapewnić mu to czego potrzebuje, aby mogło czuć się dobrze.

Naukowcy od lat spierają się o to, co leży u źródeł powstawania dzieci wybitnie uzdolnionych. Są co najmniej dwie koncepcje: pierwsza mówi o tym, że sprawcami całego zamieszania są geny, a inteligentne dzieci mają po prostu inaczej zbudowany mózg. Kilka lat temu naukowcy z amerykańskich instytutów zdrowia przebadali 200 małych geniuszy. Porównując ich DNA z materiałem genetycznym mniej inteligentnych rówieśników uznali, że za inteligencję człowieka odpowiada kilka genów, które mają zdecydowanie większy wpływ aniżeli środowisko, w jakim dorasta dziecko. Część naukowców i psychologów nie zgadza się jednak z takim podejściem. Zwracają uwagę na to, że przyczyna wybitnej inteligencji dziecka leży gdzieś pośrodku – między genami a uwarunkowaniami społecznymi. – To jest naukowo nierozstrzygnięty problem. Na pewno przyczyną są działania rodziców sprzyjające rozwijaniu kompetencji i zdolności, które odkrywają u swoich dzieci.

Jak wyglądają polskie „zasoby” genialnych dzieci? Nie wiadomo. Próżno szukać statystyk, a media nie donoszą o rewelacyjnych przypadkach. Przejrzałam prasę z ostatnich kilku lat. Nie ma w niej informacji o szczególnie uzdolnionych polskich dzieciach.

Za to od czasu do czasu słyszymy o genialnych przypadkach dzieci w innych krajach.

umiechnitachopieczszachydzieciakmdrzegenialnydzieckoszachownica43386539

Heidi Hankins w wieku dwóch lata sama nauczyła się czytać. Potrafiła też wykonywać proste obliczenia matematyczne, takie jak dodawanie i odejmowanie. Jej iloraz inteligencji (159) jest wyższy niż 98 proc. Brytyjczyków . Elise Tan-Roberts znalazła się w Mensie w 2009 roku. Miała zaledwie dwa lata i już potrafiła liczyć do dziesięciu w dwóch językach. Zanim skończyła roczek umiała rozpoznać zapis swojego imienia. 5-letnia Karina Oakley może pochwalić się ilorazem inteligencji równym słynnemu fizykowi Stephenowi Hawkingowi.

Z kolei jej rówieśnik z Londynu, Ishaan Yewale zna na pamięć trasy ponad 600 autobusów i mówi w dwóch językach, itd., itd.

Jeden z najwyższych ilorazów inteligencji na świecie ma Chris Langan – 195 punktów. Zaczął mówić, gdy miał sześć miesięcy, w wieku 3 lat sam nauczył się czytać, a jako 16-latek opanował „Principia Mathematica” Bertranda Russella i Alfreda Northa Whiteheada.

Wybitne dziecko Niemcy nazywają Wunderkind, Rosjanie – Sokratesik, Amerykanie – child prodigy. W Polsce do przypadków uzdolnionych dzieci podchodzi się ostrożnie. Nie ma nawet w języku polskim takiego pojęcia, jak w wyżej wymienionych. Z jednej strony jest dobrze, ponieważ nie ma u nas, tak jak w wielu innych krajach zbyt wielu rodziców, którzy chcą odkryć w swoim dziecku geniusza, ale tez w naszym kraju jest specyficzna ślepota nie pozwalająca odkryć w dziecku indywidualności i wybitnego talentu.

Jak pokazują badania opublikowane przez tygodnik „Science” – zły nauczyciel może zniszczyć talent. Badacze z Uniwersytetu Stanowego Florydy prześledzili losy ponad 800 par bliźniąt, które uczyli różni pedagodzy. Okazało się, że pod kierunkiem niekompetentnego nauczyciela dzieci, niezależnie od predyspozycji genetycznych, osiągały bardzo niskie wyniki. Tymczasem w klasach prowadzonych przez dobrych nauczycieli wyniki poszczególnych dzieci znacznie się różniły. Większość uczniów radziła sobie przynajmniej wystarczająco, a szczególnie uzdolnione dzieci wypadały świetnie.

W Finlandii, której edukację ocenia się najwyżej – dostać się na studia pedagogiczne jest trudniej, niż na medycynę i na prawo. Wyniki badania pokazują, że w porównaniu do innych państw OECD w Finlandii mamy do czynienia z dość dużymi grupami klasowymi w których prowadzone są zajęcia. Wskaźnik uczeń/nauczyciel jest wysoki i osiąga wartość 16,5 ucznia na jednego nauczyciela. W Stanach Zjednoczonych wartość ta kształtuje się na poziomie 15,3, w Wielkiej Brytanii osiąga 13,4, a w  Niemczech 13,7. W rezultacie na jednego nauczyciela w szkole podstawowej przypada w Polsce zaledwie 10,5 ucznia, co jest jednym z najniższych wskaźników w krajach OECD (średnia 16,4); w gimnazjum wskaźnik ten wynosi 12,5 w Polsce i 13,7 dla krajów OECD.

Niniejszy tekst nie jest żadną sugestią ani podsumowaniem problemu, ale raczej inspiracją do zadania sobie wielu pytań.

Wyborcy są sędziami.

Nie ma sensu pisać o aktualnej, coraz bardzie przedwyborczej sytuacji – już jest ona wystarczająco analizowanej przez media i wszystkich tych, którzy interesują się wydarzeniami wokół. Pozwolę sobie tutaj na kilka nasuwających się wniosków, które są dla mnie istotne.

Od jakiegoś czasu bardzo alergicznie zaczęłam reagować na słowo „zmiana”. Wszyscy , ale to wszyscy zaczęli „zmianę” traktować, jak słowo-wytrych, słowo-miara sukcesu. Nic, tylko „zmiana” pojawiająca się we wszystkich ustach. Co jest, myślałam – wymyślcie inny przekaz. Tym bardziej, że tak naprawdę naród, ten, który poszedł głosować; nie zachował się , jak wyborcy myślący o przyszłości – ale jak sędziowie wymierzający sprawiedliwość rządzącej partii. Oceniono i wydano wyrok. Mniej ich, wydaje się, interesowała owa zmiana, a bardziej orzeczenie wyroku. To zapewne jeden z aspektów ostatnich wydarzeń. Jest jednak ich o wiele więcej. I znów wrócę do „zmiany”. Jednak ma ona uzasadnienie:przede wszystkim w aspekcie  zmiany pokoleniowej. Trudno uwierzyć, także i mnie, że solidarnościowe kombatanctwo odchodzi w przeszłość. Władzę chcą przejąć ci, którzy tamtych czasów już nie pamiętają. Garną się do niej i pchają. To pokolenie trzydziesto czy czterdziestolatków. Czy jest to i przede wszystkim, czy będzie –  korzystna zmiana? Wydaje mi się, że nie. Przede wszystkim pod względem etycznym (jeśli to jeszcze cokolwiek znaczy). Ale jest to jak najbardziej naturalna tendencja.  Dlatego trzeba, moim zdaniem, jak najszybciej przeanalizować zasady kadencyjności władz wszelkich. Piszę o tym od bardzo dawna. Nie będzie to znaczyło tylko i wyłącznie wyżej wymienioną zamianę pokoleniową – bo przecież i nie o to chodzi, ale o odświeżenie spojrzenia  osób, o odrzucenie rutyny. Doświadczenie jest wartością pozytywną, a rutyna –  nie. Trzeba wykluczyć tych, którym już de facto „nie chce się”, którzy nie działają, ale „zasiadają” w ławach radnych, posłów, czy też od lat „zasiadają” na krzesłach prezydentów, wójtów, burmistrzów. Najwybitniejsi znawcy zarządzania (teoretycy i praktycy) podkreślają niezbędność wymiany kadr – dla dobrze funkcjonujących instytucji. Uczelnie od wieków działają – a jest tam obligatoryjna wymiana kadr zarządzających. Przykładów innych można znaleźć więcej. Jeśli więc wprowadzi się konieczność wymiany kadr – to być może i na tym  straci się tych, którzy nieustająco zachowują świeżość i aktywność, ale wierzcie mi – warto, ponieważ zdecydowanie więcej jest tych „zasiedziałych i znudzonych”. Przy okazji dopuści się nowych, a w tym i młodszych. Jedna z pań posłanek (od ponad dwudziestu lat piastująca tą zaszczytną funkcję) powiedziała, że sztuką jest nie tyle wejść do sejmu, ale wygrać wybory powtórnie. Jak się okazuje po ostatnich wyborach prezydenta kraju – jest dużo racji w tym sformułowaniu. Jednak a propos powyższego oświadczenia posłanki – znam wielu, wielu posłów, radnych, którzy do perfekcji opanowali jedynie (sic!!) zasady powtórnego zdobycia mandatu – w tym się specjalizują. Poza czasem wyborów ich nie ma. 

Więc w  górę serca. Nie porzucajmy myślenia – ono naprawdę (a w to wierzę) ma przyszłość.

Milczenie polityka.

Przeczytałam w ostatniej sobotnio-niedzielnej Gazecie Wyborczej tekst pod tytułem:”Krzyczące milczenie noblistki z Birmy”.  Zastanowił mnie i oczywiście przyrównałam opisaną tam sytuację do tego, co dzieje się  w świecie, w Polsce. Powstało pytanie: czy jakakolwiek działalność, którą podejmują ludzie jest działalnością pozapolityczną. Jakiś czas temu napisałam tekst pod tytułem „Polityka jest nawet w kostce masła”. Jeśli ktoś przyjdzie, wygra wybory i powie, że masło jest produktem luksusowym i należy je dodatkowo opodatkować – to masło stanie się wielokrotnie droższe. Oczywiście jest to bardzo znaczny skrót myślowy, ale właściwie okazuje się, że właściwie wszystko, co dzieje się wokół jest – jest polityką. Polityką, którą „porządny człowiek się brzydzi” i na tymże obrzydzeniu robi.. karierę polityczną.

No i właśnie – czegoż dotyczy artykuł w Gazecie Wyborczej. Opisuje sytuację uchodźców z ludu Rohingya z Birmy. Ludzie ci – to muzułmańscy rolnicy i rybacy, którzy od pokoleń mieszkają w zdominowanej przez buddystów Birmie. Nie mają dowodów osobistych, nie mogą chodzić do szkół, korzystać z opieki medycznej czy starać się o pracę. Tak więc w chwili obecnej duże łodzie wypełnione ludźmi z plemion Rohingya dryfują po Morzu Andamańskim – ponieważ oni chcą opuścić Birmę. Powstają apele do rządów Stowarzyszenia narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) o jasne określenie tego, że w Birmie sytuacja Rohingya jest dramatyczna. Pomóc mogłaby jedna osoba – słynna laureatka nagrody Nobla – za walkę bez przemocy, na rzecz demokracji, praw człowieka i etnicznego pojednania -Aung San Suu Kyi:

cn_image.size_.aungsansuukyi1A noblistka milczy. A dlaczego: ponieważ w Birmie przygotowywane są wybory (sic!!) W listopadzie mają być wybory i ma być wyłoniony nowy parlament i prezydent. A pani Suu Kyi chce objąć władzę. Wybrała popularność – pokazując swoją apolityczną twarz. Była przeciwniczką systemu; a tak naprawdę, jak powiedziała w wywiadzie dla CNN w 2013 roku, jej marzeniem jest zostanie prezydentem. Byłam zawsze politykiem – powiedziała. I teraz wie, że polityk, który wyrazi sympatię dla Rohngay – będzie spalony. Więc „bojowniczka o prawa człowieka” – milczy.

Jaki morał z tej przypowieści: albo ludzie zaczną wreszcie inaczej traktować politykę i widzieć jej istnienie wszędzie, w każdej działalności, która dotyczy wszystkiego, co się dzieje (łącznie z wydarzeniami kanonizacyjnymi i wszelkimi tego typu) i pozbędą się manifestowanego wstrętu (bo przecież wszystko jest polityką), albo wreszcie przestaną – zachowując ów wstręt wierzyć w to, że jeśli ktokolwiek głosi swój dystans wobec systemu – to znaczy, że ów system chce wyrzucić. Nie, on chce w tym systemie brać udział. Chce do niego wniknąć, chce aby ów system go wchłonął.

Mierzi mnie wciąż naiwność ludzka.

Homo ludens

„Wielu ludzi, wykształconych i niewykształconych, podchodzi do życia jak do zabawy, podobnie jak czynią to dzieci, i to w końcu staje się ich trwałą postawą. Taka wieczna niedojrzałość odznacza się zapominaniem o własnej godności oraz brakiem szacunku dla innych i ich poglądów, co płynie z nadmiernej koncentracji na swojej osobowości”

Johan Huizinga

             Holenderski historyk i filozof kultury Johan Huizinga jako jeden z pierwszych zauważył zbliżające niebezpieczeństwo w rozszerzającym się w całym świecie modelu ludzkiego bycia opartego na propagowaniu niedojrzałości. Świat zamienił się w duży plac zabawy. Człowiek istnieje w atmosferze pełnym cudów: lata samolotem, rozmawia z kimś na drugim końcu Ameryki, chodzi na siłownię, za pomocą pieniądza otrzymuje z automatu smakołyki. Nie starzeje się, wypiera ze świadomości śmierć i chorobę. Jak napisał Francesco M. Catalauccio: „Jest już oczywiste, że wiek XX był także stuleciem, w którym tragiczne zwycięstwo odniosła niedojrzałość; słowem, był wiekiem Piotrusia Pana. Kult młodości przybrał odmienną, bardziej radykalną postać: dorośli nabrali ochoty na zachowanie młodości, na „młodzieńcze myślenie”, na postępowanie i ubieranie się jak młodzież. Za wzorzec istoty idealnej obrano dziecko.”

            Jak to się mogło stać, że dojrzałość i doświadczenie zostało wyparte przez ich przeciwieństwa. Dla starożytnych Greków pozostawanie dzieckiem było czymś wstydliwym. U Rzymian największym szacunkiem cieszyli się dorośli – senatores. Starość była wartością, ponieważ w niej było doświadczenie wielu lat i mądrość. Największą wartością etyczną, polityczną i terapeutyczną jest sięganie do doświadczenia innych, zdobytych w czasie ich życia. Tak więc mądre cywilizacje podkreślały „dbanie o starość”, aby móc z życia czerpać potencjał. Upada cywilizacja, czy zmienia się styl, który trwał od wieków?