Wczoraj byłam na filmie pod tytułem „Wałęsa. Człowiek nadziei” Andrzeja Wajdy. No cóż, prawdę powiedziawszy film zrobił na mnie średnie wrażenie. Wybierając się na niego, zastanawiałam się, jakiego Wałęsę wybrał Wajda, jaką jego twarz pokaże. Film jest zrobiony na eksport: ma zdobywać nagrody, może Oskara… Jednakże jak to się ma do głównego bohatera, do Solidarności, do historii. I znów tutaj należałoby przywołać Fryderyka Nietzsche: nie ma historii, są tylko interpretacje.
Można więc jedynie pisać o interpretacji Wałęsy dokonanej przez Wajdę. Istotne jest tutaj, jak mniemam stanowisko Andrzeja Wajdy (charakterystyczne dla wyznawców Unii Wolności), że nie należało otwierać teczek w IPN, bo przecież po co komuś wiedza, że ktoś (a może tym „ktoś” był mój bliski znajomy, czy przyjaciel) donosił na UB. To nie było i nie jest moje stanowisko. Uważam, że Niemcy zrobili lepiej otwierając i udostępniając akta STASI. Raz i jasno do końca. Bez złudzeń, bez szantaży. To zagadnienie jest kluczowe w moim odbiorze filmu Wajdy. Film nie pomija niejasnych momentów w życiu Wałęsy, ale oczywiście je natychmiast usprawiedliwia: nasz bohater filmu podpisuje co-nieco na UB… ponieważ widzi masakrowane twarze ludzi przenoszonych przez ubowców, a sam ma urodzone właśnie szóste dziecko.
Nasz bohater nie jest tak naprawdę bohaterem, dobrze mówi, porywa tłumy, ale z działaniem gorzej. Chociaż może gdyby działał – to skończyłby tak, jak Tadeusz Szczepański, który pracował jako mechanik samochodowy w Przedsiębiorstwie Produkcji i Montażu Urządzeń Elektrycznych Budownictwa „Elektromontaż” w Gdańsku. Był bliskim kolegą Wałęsy – pracowali w tym samym warsztacie, mieszkali na tej samej ulicy Wrzosy, w dzielnicy Gdańska – Stogach. Lech Wałęsa w 1979 roku wciągnął Szczepańskiego do Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, był on członkiem grupy Wałęsy, która kolportowała niezależną prasę i ulotki, a czasem również niszczyła propagandowe tablice i afisze.
Szczepański odegrał bardzo ważną rolę w przygotowaniach do obchodów wydarzeń Grudnia w 1979 roku – dostarczył sprzęt nagłaśniający. I 18 grudnia 1979 roku jako przedstawiciel grupy WZZ złożył wieniec pod drugą bramą Stoczni Gdańskiej.
W związku z tą działalnością był prześladowany przez SB, m.in. gdy był sam w mieszkaniu wtargnęli do niego, grozili mu śmiercią, topili go w wannie i bili mokrymi ręcznikami.
Zaginął 16 stycznia 1980 r. po zdaniu egzaminu na prawo jazdy.
Wałęsa przetrwał i został bohaterem. No cóż – może miał szczęście. Nawiasem mówiąc tym razem kłania się G.W.Hegel, który powtarzał, że bohaterem może być każdy, kogo wybierze opatrzność. Nie kto zasłuży na to swoją szlachetnością, pracą, ale kto ma spełnić funkcję niezbędną dla rozwoju świata. I tak się stało. Stał się z chłopa – król. I może tak być miało.