Często rozmawiam z moim synem, a także (niekiedy) ze swoimi studentami na temat legalizacji marihuany. Sprawa znów się umedialniła poprzez pieska Kory (Olgi Jackowskiej). Pisałam także i tutaj o tym, że jestem przeciwniczką prohibicji, ponieważ to ona przede wszystkim dba o podziemie narkotyczne. Legalizacja jest wykluczeniem podziemia. Przykład prohibicji w USA jest najlepszym tego przykładem. Czytam i słucham profesora Vetulianiego, który mówił:”Światowa Organizacja Zdrowia niedawno opublikowała raport porównujący skutki używania alkoholu, marihuany i nikotyny. No i zdaniem ekspertów marihuana okazała się najmniej szkodliwa. Kiedy poprosiliśmy o komentarz na ten temat lekarza z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii, powiedział, że mimo wszystko bałby się legalizacji marihuany w Polsce, bo nie jesteśmy z tym narkotykiem zżyci tak, jak np. Amerykanie. Czy zgadza się Pan z takim poglądem? Prof Vetulani mówi: * Dawniej ludzie też porównywali szkodliwość różnych narkotyków. Na przykład w Anglii w XIX w. powstała specjalna Liga Antyopiumowa. To za jej sprawą wysłano delegację lekarzy do Indii, by przekonać się, jak tragiczne są skutki nałogowego palenia opium. Tymczasem lekarze po powrocie do Europy oświadczyli, że palenie opium wcale nie jest gorsze niż picie dżinu w Anglii i że jest wręcz dobre dla żołnierzy, którzy muszą odbywać dłuższe marsze, że pozwala dobrze znosić chłody w nocy. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że alkohol jest znacznie gorszy od marihuany. To jedyny narkotyk, po odstawieniu którego można umrzeć. Tego nie ma nawet po heroinie, chociaż oczywiście przedawkowanie heroiny
może być śmiertelne.
[…] Myślę, że nasze społeczeństwo zniosłoby legalizację
marihuany bez żadnych negatywnych następstw. […] Z narkotykami jest jak z jabłkiem. Samo jabłko jest w porządku, natomiast jako owoc zakazany budzi ciekawość i niezdrowe zachowania, a w końcu kłopoty. Co trzeba robić? Nie kraść, lecz negocjować. ” Mało się wciąż w Polsce mówi o szkodliwości picia alkoholu, palenia papierosów, używania narkotyków. Zresztą nie wiem, czy mówienie i edukacja są w stanie cokolwiek zmienić. Człowiek jest odpowiedzialny za to, co robi i właściwie najwięcej powinno się mówić o owej odpowiedzialności. Traktujemy się wzajemnie, jakbyśmy mieli do czynienia z małymi dziećmi, czy osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Nie wyjaśniamy, nie jesteśmy konsekwentni, ale zakazujemy i dajemy kary. I najprawdopodobniej to jest przyczyna wszystkiego. Podstawową zasadą wychowaczą jest karanie. I to jest absurd: nie karać trzeba, ale wymagać konsekwencji dokonywanych wyborów. Jest to piekielnie trudne (tak, jak i w procesie wychowawczym własnych dzieci). Mój mąż niedawno słusznie zuważył, że nasza znajoma paląca całe życie dwie paczki papierosów dziennie przez pięćdziesiąt lat – dostaje lekarstwo podtrzymujące pracę jej płuc i oskrzeli za 3 złote (pełna opłata medykamentu to 50 zł). Tak więc my, jako społeczeństwo jesteśmy fundatorami jej wyborów. Zawsze mówiła, że pali, ponieważ lubi. No cóż. Trudne decyzje, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ktoś obok nagle doświadcza zawału, wylewu, zachorowuje na raka. Decyzje bioetyczne skomplikowane: czy dotować tych, którzy „palili, bo lubili”, czy tych pozostałych. I tym samymj sprawa legalizacji marihuany, korzystania ze wszelkich używek przekształciła się w pytanie o odpowiedzialność za swoje wybory. Jeśli chcesz – korzystaj, ale i odpowiadaj. Państwo wciąż wykazuje tendencje paternalistyczne – brania odpowiedzialności za decyzje i wybory ludzi, a tak być nie pwoinno. Rola państwa winna być minimalna, a prawo powinno podkreślać odpowiedzialność obywateli. A my wciąż infantylizujemy nasze relacje z władzą. Ona decyduje, a my się podporządkowujemy. Zresztą to nie jest tak, że państwo (władza) zbiera coraz więcej zadań – to ludzie dobrowolnie oddają swoją wolność w ręce władzy. Chcą, aby zakres jej obowiązków się poszerzał. Władza ma zabezpieczyć ludziom pracę, zadecydować, czy mają wziąć kredyty i komu się należą, zakazać brania narkotyków i karać za śmiecenie ulic.