Młodzi szukają pracy.

Przeczytałam w jednej z gazet parę wywiadów z młodymi ludźmi po studiach, o ich drogach i pomysłach na szukanie pracy. Byli to absolwenci psychologii, zarządzania, anglistyki, ale także i ekonomii i architektury. Bezrobocie wśród młodych sięga 22%, a wśród młodych z wyższym wykształceniem – 10,5%. Nie jest dobrze. I to z bardzo wielu powodów. Jednym z nich zadje się być właśnie stosunek ludzi młodych do własnej drogi, do wyborów, a także i do  rządu. Chcą, aby państwo zapewniło im miejsca pracy, bez względu na ich wykształcenie. Pamiętam parę lat temu, kiedy byłam na (wówczas) Akademii Pedagogicznej i studentka geografii zapytała mnie, co robi rząd, aby znależć jej miejsce pracy. Zaskoczyło mnie to pytanie. Odpowiedziałam, że państwo nie jest gwarantem bardzo wielu rzeczy, których człowiek oczekuje od życia. Nie zabezpiecza znalezienia partnera, wyjazdów rodzinnych, niestety także i mieszkania itd. Młodzi ludzie wciąż nie planują swojego życia. Dostępność studiów jest bardzo duża, młodzi kierują się przede wszystkim zainteresowaniami, a następnie, już po studiach oczekują miejsc pracy dla nich przygotowanych. Niestety, prawda jest taka, że rynek pracy nie potrzebuje kulturoznawców (o czym wie mój syn, ale chciał wybrać takie studia i doskonale wie, że musi robić cokolwiek, aby zarobić na życie), muzykologów, polonistów, filozofów, a nawet ostatnio i anglistów. Jeśli się wybiera takie studia, to ktoś powinien z góry powiedzieć młodym ludziom, jak działa rynek pracy: że nie będa przygotowane dla buddologów (a taką specjalizację uruchomił ostatnio Uniwersytet Jagielloński i cieszy się ona bardzo dużym zainteresowanieM!), kulturoznawców, religioznawców etc. miejsca pracy, ponieważ nie ma na nich zapotrzebowania. Niestety.  Po drugie młodzi ludzie powinni już na studiach podejmować próby znajdowania dorywczych prac, wchodzenia na rynek pracy. Cenię tych młodych, którzy studiując wyżej wspomniane kierunki, podejmują pracę (a studiując religioznastwo, bibliotekoznastwo etc. można i nieco popracować).  Zawsze to wprowadza dodatkowe punkty do CV. I sprawa kolejna: żadne z młodych ludzi nie pomyślało o utworzeniu miejsca pracy samego dla siebie. Stworzeniu własnej firemki, niewielkiej, ale takiej która pozwoli się rozwinąć. I tutaj, w tym miejscu jest bardzo duża rola rządu. Młodych, których namówiłam, aby stworzyli sami sobie miejsca pracy, a więc utworzyli firmę – zamordowały podatki, ZUS itd. I tu jest  miejsce na działanie rządu. Wolność od podatków powinna byc naprawdę długa. Nie pół roku, nawet dwa lata. Firma jest w stanie stanąć na nogi po czterech latach i myślę, że to można zrobić. Uwolnić firmy zakładane przez młodych ludzi od obciążen podatkowych na dłuższy czas.

Czy wiem o czym mówię? Wyprzedzając pytania i uwagi: wiele lat temu skończyłam dwa kierunki studiów (drugi kończyłam już pracując!!). Zostałam specjalistką od współczesnej filozofii niemieckiej. Dostałam pracę asystenta na uczelni i pomyśłałam sobie, że trudno będzie mi wyżyć ze znajomości filozofii i ku zaskoczeniu bardzo wielu ludzi – założyłam własną firmę. Przez 20 lat nauczyłam się prowadzenia biznesu, oszczędności, tworzenia strategii etc. Była to niezła szkoła życia. Teraz mogę pomagać młodym, którzy chcą załozyć własne przedsiębiorstwo.

Zresztą zapraszam na spotaknie: w Herbewie (naprzeciw Nowego Kleparza) na ostatnim piętrze w środę  5 pażdziernika chcę porozmawiać z młodymi ludźmi o ich przedsiębiorczości. O godzinie 10.00. Może wpadniecie.

Płaca minimalna?

Pytanie o płacę minimalną jest jednym z najczęściej się pojawiających w różnych dyskusjach. Na to pytanie nie można odpowiedzieć zdecydowanym „nie” czy też kategorycznym „tak”. Koniecznie należy przyjrzeć się analizom i zastanowić nad konsekwencjami.  Spośród 27 państw Unii Europejskiej 20 ma ustawowo ustalaną wysokość pensji minimalnej. Bywa różnie: w Bułgarii minimum wynosi 123 euro, a w Luksemburgu 1758.

Czy pensja minimum jest w stanie zminimalizować biedę ludzi.  Zwłaszcza przy zwolnionym tempie wzrostu gospodarczego?

Zdaje się, że takie regulacje (jeśli w ogóle!) to raczej powinny być stosowane wobec dużych firm, które sobie z nimi poradzą. W przypadku małych może to oznaczać kłopoty. Właściciel małej firemki może albo podwyższyć opłaty za swoje usługi, albo wypłacić część „pod stołem”, albo zwolnić pracownika, albo zmusić go do tzw. „umowy śmieciowej” (dlaczego funkcjonuje taka głupia nazwa tych umów?). Pogorszenie sytuacji może nastąpić w regionach, gdzie jest najwyższe bezrobocie. Tam będzie największy wzrost szarej strefy,  pracowników ze Wschodu etc.

Cytuję fragment z Centrum Adama Smitha:

Administracyjne wyznaczanie wartości „płacy minimalnej” jest absurdem, hamującym inicjatywę gospodarczą polskich obywateli. Pracując i zdobywając odpowiednie kwalifikacje, mogliby zarabiać znacznie więcej niż płaca minimalna. „W obecnym systemie zamiast pracować stają się stałymi klientami pomocy społecznej i organizacji charytatywnych” – zauważa Andrzej Sadowski. „Ustalanie cen znamy już z PRL. Nie czym innym jest ustalanie wartości pracy. To zaprzeczenie wolnego rynku i prosta droga do patologii – powiedział Sadowski. Wzrost płacy minimalnej będzie skutkował zwiększeniem PKB, a to nieuchronnie prowadzi do zwiększenia zadłużenia. „Efekty kreowania popytu i ignorancję wobec cyfr
możemy dziś zaobserwować w Europie Południowej i Stanach Zjednoczonych. Praw
matematyki nie udało się pokonać nawet Związkowi Radzieckiemu” – dodał Cezary Kaźmierczak.

Jerzy Bartnik ze Związku Rzemiosła Polskiego zwrócił uwagę na wpływ płacy minimalnej na zachowania pracodawców wobec grupy pracowników. „Podniesienie płacy minimalnej to nie jest niezależny, pojedynczy czynnik. To zmiana całej siatki płac tak, by pracownicy o wyższych kwalifikacjach nie czuli się w tych relacjach pokrzywdzeni”, powiedział Jerzy Bartnik. Proponowana przez rząd podwyżka będzie oznaczać dla przedsiębiorców znaczne zwiększenie kosztów pracy. „Z punktu widzenia pracodawcy jest to decyzja dramatyczna. Warunki konkurencji zmuszą go do kombinowania, a rzetelny przedsiębiorca przegra z tym, który pójdzie drogą bezprawną”, stwierdził Bartnik.

 

Ktoś, kto nigdy nie był pracodawcą nie zrozumie tego mechanizmu, ale to przecież ludzie tworzący firmy są podatnikami VAT i CIT, to oni tworzą miejsca pracy, to w nich uderza przede wszystkim regulacja rządowa. Jeśli pozamykają firmy, ponieważ nie poradzą sobie z kosztami, będzie jeszcze gorzej, niż jest.

Makiawelizm prezydenta M.

Obiecałam sobie, że już nie będę pisała o prezydencie miasta Krakowa. Jednakże przed chwilą słuchałam radia Kraków i wywiadu z prezydentem. Mowa była o akcji „pozapartyjnego” wystawiania ekipy do Senatu. Pan prezydent wychwalał senatora K., mówiąc, ileż to on zrobił dla Krakowa, co jest za przeproszeniem bzdurą, ponieważ pan senator był dość leniwym przewodniczącym rady miasta, a i takimż senatorem (był, nawiasem mówiąć, oczywiście wcześniej – przeciwnikiem istnienia Senatu, ha!!), następnie prezydent pochwalił barbarzyńcę estetycznego, który zbytnią aktywnością, jako poseł się nie wykazał, a masakruje miasto swoimi plakatami naklejanymi wszędzie (i to prezydentowi miasta nie przeszkadza). Na końcu zaś prezydent (apolityczny!!) stwierdził, że jego bardzo aktywne(!!)  popieranie kandydatki do Sejmu z PSL – także nie jest działaniem politycznym, ale jedynie popieraniem pracownicy magistratu. Tutaj można jedynie być pełnym podziwu dla szefa, który łamie swój obraz apolityczności, aby wesprzeć swoją pracownicę. Wzruszające nieprawdaż?

Niedługo okaże się, że miasto ma gigantyczne problemy finansowe, a pan prezydent najbardziej interesuje się odpolitycznieniem sejmu i senatu, tudzież popieraniem pani dyrektor P. Ktoś, zapewne dobry obserwator, powiedział mi, że prezydent jest już bardzo znudzony zarządzaniem miastem. ZNUDZONY! I chyba była to bardzo interesująca recenzja. 

Barbarzyństwo estetyczne.

Demokracja – demokracją, ale to, co się dzieje z miastem (a podejrzewam, że z innymi miastami i miasteczkami także) jest zatrważające. Toną one w ulotkach, plakaty naklejane są wszędzie na skrzynkach, płotach, urządzeniach elektrycznych, słupach. Podejrzewam, że na wsiach jest nieco lepiej (o ile nie dotrą tam nasi krakowscy estetyczni barbarzyńcy). Wiem, że dotarli, a więc „broń się wsi polska”. Zobaczyłam na środku pola wbity słup z plakatem naszego zawziętego barbarzyńcy i … osłupiałam. Jakąż ekipę musi mieć, aby po nocach jeżdzili po wsiach i wstawiali słupy na cudzych polach.

Ciekawe jest to, że media pisząc o tymże barbarzyństwie (a w Krakowie mamy parę takich osób) nie apelują o rozsądek ludzi i nie sugerują, aby właśnie nie popierać takich metod. Jeśli stanie się tak, że właśnie oni (mało, że estetyczni barbarzyńcy,ale i ludzie lekceważący wszelkie umowy i prawo) uzyskają największą ilość głosów wyborców – to następne wybory będą pod tym względem straszne. Wtedy zaklejone zostaną wystawy sklepowe, elewacje budynków. Wiadomo będzie, że wolno wszystko. 

Grecja i jej długi

Kontrolowana niewypłacalność Grecji i restrukturyzacja jej zadłużenia byłyby tańszym rozwiązaniem niż kolejne zastrzyki finansowe dla ratowania tego kraju – ocenił niemiecki ekonomista Hans-Werner Sinn.

W jego opinii restrukturyzacja greckiego długu nie uda się, jeśli kraj ten zostanie w unii walutowej. –  Wyjście Grecji ze strefy euro to mniejsze zło – powiedział Sinn na spotkaniu z zagraniczną prasą w Berlinie.

– Grecja jest niewypłacalna od 28 kwietnia 2010 r. Tego dnia odsetki od greckich obligacji wzrosły o 38 procent. Potem przyjęto programy ratunkowe. Grecja nie dostaje już pieniędzy na rynku finansowym– powiedział ekonomista, który jest prezesem monachijskiego Instytutu badań Gospodarczych . Niewypłacalność Grecji jest jedynie odsuwana w czasie przez działania polityczne. Kraj ten nie wywiązuje się jednak ze zobowiązań dotyczących redukcji deficytu, dlatego pod uwagę bierze się obecnie restrukturyzację greckiego długu.

Jeśli  kraje strefy euro pozwolą Grecji splajtować, będą musiały jedynie ratować własne banki, które poniosą straty na greckich obligacjach – powiedział Sinn. –  To zawsze będzie tańsze niż finansowanie deficytów i niekonkurencyjnych gospodarek innych państw, niczym napełnianie beczki bez dna – ocenił Sinn.

– Niewypłacalność nie oznacza upadku, lecz raczej wyzwolenie – dodał. Zastrzegł, że aby gospodarka takiego kraju jak Grecja odzyskała konkurencyjną pozycję, konieczna jest też dewaluacja. –  Szacuje się, że w przypadku Grecji dewaluacja musi wynieść 20 do 30 procent – powiedział.

Posłowie pokazują, jak lekceważyć prawo, zasady, umowy.

Wydwało mi się, że w Krakowie zacząć się może nowy sposób uprawiania kampanii wyborczych. W poprzedniej, samorządowej dużo było dyskusji na temat mojego plakatu wyborczego, który był inny, niż wszystkie. Zwracał uwagę pomysłem, formą, kolorem. Wydawało się, że może następne kampanie będą więc bardziej konceptualne, dbające o estetykę, zaskakujące. I cóż my dzisiaj widzimy: były to płonne nadzieje. Wszystko, co się wokół dzieje „idzie na chama”, zaklejane płoty, skrzynki, słupy. Bez grama estetyki, ba, szacunku dla wyborców; po prostu na chama, im więcej, tym lepiej. Zresztą wybory ostatnie pokazały, że to jest dobra metoda. O nie, przepraszam są dwie: pierwsza z metod  – to dobre, „biorące miejsce” (a więc numer 1, 2, 3 – w zależnośći od tradycji miejsca i wygrywającej partii), druga – to właśnie metoda na „nachalnego chama” zaklejenie całego miasta. A więc wybory to trudny, antyestetyczny okres dla wyborców. Dlaczego tak się dzieje, a będzie jeszcze gorzej? Ponieważ wygrywają właśnie ci, którzy stosują takie metody.

Niepokojące jednak wydają się inne aspekty sprawy: ludzie, a zwłaszcza posłowie (nota bene twórcy wszelkich regulacji prawnych) pokazują, jaki stosunek można mieć do przepsów, zasad etc, których byli i są twórcami. Mozna je, Szanowny Wyborco, lekceważyć. Pisałam ostatnio w niniejszym blogu o zasadach opisanych w Kodeksie Wyborczym. Tam też, bardzo dokładnie opisano zasady finansowania kampanii. Są limity wydatków, jakie otrzymuje kandydat. Oczywiście można pytać o podstawy takich przepisów (dlaczego limity istnieją), o zasady dystrybucji, podziałów (dlaczego decydują o podziale limitów partie wewnątrz swoich zarządów etc). Jednak, to co się dzieje pokazuje, jak można lekceważyć wszystko. Każdy z posłów i posłanka, a piszę przede wszystkim o nich, ponieważ to oni stoją na straży prawnego funkcjonowania państwa –  totalnie zlekceważyli wszelkie limity. Dzieją się rzeczy przedziwne. Piszą o tym media. I zapewne nic z tego nie wyniknie, poza otwarciem furtki na podobne wydarzenia w przyszłości. Państwo posłowie zostaną posłami dalej. Najprawdopodobniej ten z nich, który najbardziej zlekceważył wszystko – natychmiast po wyborach zmieni w Sejmie partię (albo i w niej zostanie dostając za waleczność  – lukratywne zajęcie). Co z tego wynika? Wniosków jest wiele, ten który zdaje się być najbardziej na czasie, to uzasadnienie lekceważenia wszelkich umów, zasad, prawa. Kiedy więc, Szanowny Wyborco kiedyś chciałbyś powołać się na trwającą  kampanię wyborczą i zlekceważyć, w przyszłości konsekwencje prawne swoich dokonań – nie rób tego. To wolno jedynie posłom! Ponieważ prawo nie traktuje wszystkich tak samo.

Powyższą notatkę dedykuję wszystkim, którzy wierzą w to, że polityka i jej bezpośredni uczestnicy mogą kiedykolwiek wyszlachetnieć, stać się Weberowskim „powołaniem dla dobra” etc. Zapewne, Moi Szlachetni Interlokutorzy, jeszcze nie teraz. Czy będzie lepiej? Obawiam się, że idzie to w przeciwną stronę.

 

http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,10324259,Dzieki_limitom_od_kolegow_kandydat_rzadzi_na_plakacie.html