Polityka wdł Mieczysława Krąpca

Czytam książkę księdza profesora Mieczysława Krąpca pt.”Człowiek i polityka”. Czytam ją po raz kolejny. Odnajduję coraz to nowe wątki. Książka ładnie napisana z ciekawymi koncepcjami. I tamże czytam słowa Krąpca : „prywatne posiadanie prowadzi do wzmożenia wartościowej produkcji, lepszej konkurencji, która jest korzystna dla producentów i konsumentów wytworzonych dóbr. Prywatna własność wymaga większego poświęcenia w pracy, więcej trudu i ofiary posiadacza tych dóbr, co – w konsekwencji – przyczynia się do ulepszenia stanu gospodarczego. Jak słusznie pisał św.Tomasz:[…] to, co jest wspólne dla wielu, jest bardzo mało zadbane, gdyż wszyscy najbardziej dbają o swą własność” I właściwie trudno tutaj o jakikolwiek komentarz. Po prostu wszystko jasne. I było zawsze oczywiste i zrozumiałe. Dobrej nocy życzę Państwu.

 

A gdyby tak w Krakowie?

W Brazylii jest miasto Porto Alegre.  Coraz więcej się o nim pisze ze względu na eksperyment w zarządzaniu, który tam podjęto.  Wydawać by się mogło, że sama informacja  podana na początek nie może wskazywać na dobre rokowania eksperymentu. Mianowicie w mieście mocno zakorzeniona była Partia Pracujących (Partido dos Trabalhadores), która od ośmiu lat rządzi krajem. Założyli ją liderzy związkowi, lewicowi intelektualiści i katoliccy aktywiści z kregu teologii wyzwolenia. Partia Pracujących jest zwolennikiem tzw. demokracji uczestniczącej. W demokracji przedstawicielskiej wybiera się władze raz na cztery lata, w demokracji uczestniczącej (jaka była w Porto Alegre) obywatele cały czas brali udział w podejmowaniu decyzji o wydatkach miasta. Przyładem działalności miasta był tzw. budżet partycypacyjny. Obywatele mieli prawo decydować, jakie wydatki z budżetu miasta mają pierszeństwo przed innymi. System ten, skomplikowany i podlegający ciagłym modyfikacjom, polegał na całorocznym cyklu otwartych spotkań mieszkańców miasta. Spotkania te odbywały się na różnych poziomach: sąsiedzkich, osiedlowych, dzielnicowych, gdzie ludzie głosowali i ich głosy przekazywane były dalej. Ostatecznym aktem cyklu debat było wybieranie delegatów do rady budzetu partycypacyjnego, którzy kontrolowali to, czy burmistrz dzieli wydatki zgodnie z sugestiami wypracowanymi przez mieszkańców.  Eksperyment trwał 16 lat. Na poczatku w zgromadzeniach sąsiedzkich, dzielnicowych i miejskich uczestniczyło około 3700 obywateli, po kilku latach liczba wzrosła do 50 tysięcy (w mieście, w którym mieszka ponad 300 tysięcy mieszkańców). Jednak po 16 latach w Porto Alegre władzę przejęła opozycja, która ograniczyła bezpośredni wpływ mieszkańców na decyzję burmistrza. I skończyło się. Można podsumować niniejszy wpis bardzo wieloma wnioskami. Można też byłoby wykonać eksperyment (niestety jedynie myślowy) i zastanowić sie nad tym, jak wyglądałby Kraków zarządzany w ten sposób?

Nabór na uczelniach

Aby edukacja stała się motorem konkurencyjności polskiej gospodarki potrzeba większej konkurencji na samych uczelniach, podniesienia jakości nauczania już na etapie przedszkola, czy szkoły podstawowej i zwiększenia motywacji do tego, żeby ludzie chcieli się uczyć . Wydawać by się mogło, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat polska edukacja odniosła wielki sukces. Fantastycznie wzrosła liczba osób, które kończą edukację z tytułem magistra. Powstało wiele nowych szkół, wdrożono szerokie reformy systemu oświaty.

Dziś trzeba jednak zapytać, czy to nie pyrrusowe zwycięstwo? Ilość nie przeszła jak dotąd w jakość, a dewaluacja wartości dyplomu akademickiego ma fatalne skutki dla absolwentów uczelni wyższych i rynku pracy. Pracodawcy uważają, że programy nauczania są nadal nieprzystosowane do realiów XXI wieku oraz potrzeb nowoczesnych przedsiębiorstw. Uczelnie wyższe nie kształcą dziś wymarzonej kadry dla biznesu.

W polskim szkolnictwie wyższym nie ma konkurencyjności. A bez tego trudno awansować naszemu krajowi na wyższe pozycje w różnych międzynarodowych rankingach. Jesteśmy 18 gospodarką świata, a w międzynarodowych zestawieniach, np. konkurencyjności, innowacyjności zajmujemy miejsca w trzeciej, czy czwartej dziesiątce. uczelnie prześcigają się, aby maksymalnie wypełnić uczelnie. Jednakże, niestety, nie robią to – podkreslając jakośc edukacji, ale wszelkimi innymi zachetami. Nawet szanowna Alma Mater – Uniwersytet Jagielloński boi się o wyniki tegorocznego naboru. Spokojnie czeka na zakończenie rekrutacji Akademia Górniczo-Hutnicza. Oni mają już zapewniony byt (na niektóre wydziały jest 16 osób na 1 miejsce). Nabór na AGH idzie pełną parą.

Kawiorowa lewica

Parę kim dni temu (jadąc moim maleńkim, miejskim samochodzikiem) zobaczyłam auto szefa krakowskiej SLD. Był to samochód kabriolet marcedes. Czerwony, z odkrytym dachem. A w nim, jak piszą media, z brylantowym kolczykiem w uchu jechał szef lewicy. Inni przedstwiciele tejże opcji są właścicielami sklepów, najbogatyszymi prezydentami miast, przedsiębiorcami. I pomyślałam sobie, że już nie wiem, co znaczy być zwolennikiem, czy też politykiem lewicy. Zresztą rozmywają się wszelkie podziały, poglądy, idee. Po prostu postmodernizm. Polityka już kompletnie nie kojarzy się z jasnymi i wyraźnymi koncepcjami. Nie jest ważne, jakie ktoś ma poglądy, ale do jakiego komitetu wyborczego należy. Partie stają sie więc doraźnymi komitetami wyborczymi na okoliczność kolejnych wyborów, a nie jasno określonymi opcjami. I stało się to wszystko na moich oczach. Pierwszy szereg założycieli PO był w miarę jednorodny poglądowo, potem zaczął być postmodernizm. Ubolewam nad tym. Tutaj ubolewam, a tzw. lewica mnie złości. Może i dlatego, że jej poglądy (w formie „nie przetworzonej” i nie postmodernistycznej) były bliskie mojemu dziadkowi z Zagłębia, który wierzył w to wszystko, o czym piszą na swoich stronach internetowych „kawiorowi lewicowcy”. On wierzył, a oni wiedzą, że gdzieś życją tacy, którzy wierzą dalej – do dzisiaj.

PS Niedawno prezydent naszego pięknego miasta, po raz kolejny pouczył radnych miejskich przypominając, że wspólnie rada dostała mniej głosów wyborców, niż głosów, które otrzymał prezydent. Chciałam skromnie przypomnieć, że pan prezydent startujący do rady miasta (ponieważ też był na listach wyborczych) dostał 3 tysiące głosów (i do rady się nie dostał!), a na przykład ja  ponad 5 tysięcy. Dalej wątku rozwijać nie będę. :))