Wspólpraca uczelni ze szkołami.

Zaczyna się kolejna kadencja rady i prezydenta Miasta Krakowa.

W chwili obecnej zastanawiamy się wszyscy, jaki kierunek rozwoju Krakowa powinien towarzyszyć nowej VII Kadencji władz miasta. Wcześniej były przede wszystkim deklaracje, teraz pora na przystąpienie do ich realizacji.

Po raz kolejny piszę tutaj o perspektywie Krakowa stania się miastem, w który szczególnie docenia się pracę z uczniem zdolnym i wybitnie uzdolnionym.

Ostatnie posunięcia i nowe programy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego mają zacieśnić współpracę szkół z uniwersytetami. „Uniwersytet Młodych Wynalazców” i „Akademickie Centrum
Kreatywności” za łącznie 4,5 mln zł mają stworzyć możliwości kształcenia kreatywnych obywateli i zwiększenia innowacyjność. Uczelnie mają wykorzystać powstałą bazę, na którą Ministerstwo przeznaczyło w ciągu ostatnich paru lat ponad 27 miliardów złotych – do popularyzacji nauki. Ostatnio powstało 200 bardzo dobrze wyposażonych laboratoriów.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego – prof. Lena Kolarska-Bobińska, stwierdza to, o czym mówią nauczyciele i dyrektorzy wielu szkół, że wciąż brakuje współpracy między szkołami i uczelniami. Uczniowie zainteresowani fizyką czy chemią dostają przede wszystkim wiedzę teoretyczną, niepopartą doświadczeniami. Programy stworzone przez resort nauki mają zwiększyć kreatywność i innowacyjność uczniów. Lepiej przygotowani do pracy z młodzieżą mają być również nauczyciele. Na dniach ogłoszono w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa
Wyższego wyniki konkursu przygotowanego dla współpracy szkół i uniwersytetów. Uczniowie z 40 projektów, którym przyznano finansowanie, będą mogli prowadzić wspólne programy z kadrą akademicką, korzystać z bibliotek czy laboratoriów. Działa „Akademickie Centrum Kreatywności”, czyli projekt skierowany do nauczycieli, który ma rozwijać ich kompetencje i umiejętności. Centra mają się stać placówkami, które wzorcowo kształcą nauczycieli w oparciu o najnowsze metody dydaktyki i technologii. Te metody zostaną sprawdzone w tzw. szkołach ćwiczeń (przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach, szkołach ponadgimnazjalnych), w których studenci będą
odbywali praktyki. Najlepsze będą upowszechniane wśród pracujących nauczycieli. Budżet programu wynosi 2,5 mln zł, do każdej jednostki trafi nawet 250 tys. zł. Pieniądze przeznaczone będą m.in. na zaproszenie profesorów wizytujących, potrzebne oprogramowanie oraz analizy.

Powstanie 10 Centrów, w których nauczyciele będą kształceni w oparciu o najnowsze metody, tak by umieli rozwijać zainteresowania wśród uczniów.Ministerstwo planuje, że dzięki temu metody dydaktyczne zostaną upowszechnione w szkołach. Program będzie realizowany wspólnie z Ministerstwem Edukacji Narodowej i potrwa do listopada 2015.

Zaś “Uniwersytet Młodych Wynalazców” to program, który ma wzmocnić współpracę między szkołami i uczelniami. Będzie wspierać uczniów gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w rozwoju ich aktywności naukowej oraz pobudza innowacyjność oraz kreatywność. W ramach programu uczniowie i ich nauczyciele będą mogli m.in. prowadzić wspólnie z kadrą akademicką projekty naukowe. Pod okiem profesorów młodzież stworzy wynalazki, wykona doświadczenia, przygotuje publikacje naukowe. Budżet programu wynosi 2 mln zł, z czego maksymalnie 50 tys. zł trafi do każdego z czterdziestu wybranych w konkursie “Uniwersytetów Młodego Wynalazcy”. Pieniądze
przeznaczone zostaną m.in. na zakup drobnej aparatury naukowo-badawczej, odczynniki, a także pokryją koszty publikacji naukowych. Program potrwa do listopada 2015 r.

Oba programy finansowane są z funduszy europejskich – z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka.

Na najbliższej Radzie Miasta Krakowa nie omieszkam zapytać ile krakowskich szkół zgłosiło się do
projektów i jakie jest zainteresowanie dyrektorów szkół poszerzeniem umiejętności i wiedzy ich kadr. Jakie jest zainteresowanie krakowskiej edukacji wyżej omówionymi koncepcjami Ministerstwa.

 

Kraków – Eco Miastem?

W 2007 roku Unia Europejska przyjęła pakiet klimatyczny i zobowiązała się do redukcji o 20% emisji dwutlenku węgla, zmniejszenia o 20% poboru energii poprzez zwiększenie efektywności energetycznej oraz do 20% udziału odnawialnych źródeł energii w całkowitym jej zużyciu. Do 2020 roku, kraje członkowskie unii, muszą wypełnić założenia z pakietu klimatycznego. Temat wydaje się niełatwy, jednak odpowiednie narzędzia potrafią znacznie uprościć prace z tym związane. Szukanie oszczędności nie musi być czasochłonne i trudne do zweryfikowania.

Powinny być, jak najszybciej podjęte działania prowadzące do zwiększenia efektywności energetycznej (docieplenia budynków, wymiana okien, modernizacja układu ogrzewania), ponieważ w ten sposób można znacznie ograniczyć koszty. Wcześniej powinien być przeprowadzony dokładny monitoring obszarów energochłonnych.

Można oczywiście mówić o różnych aspektach oszczędzania od minimalizowania wszelkich wydatków, poprzez – tak, jak napisałam wyżej, podejście oszczędnościowe do wydatków niezbędnych. Kierunkiem wskazującym na możliwości oszczędzania są na przykład wskazówki pozwalające na przystąpienie do konkursu Eco-Miasto. Celem projektu jest rozpowszechnianie wśród polskich gmin dobrych praktyk zrównoważonego rozwoju i zachęcanie do ich realizowania na poziomie lokalnym. Promuje on inicjatywy obywatelskiego społeczeństwa na rzecz zrównoważonego rozwoju oraz nagradza najbardziej zaangażowane polskie miasta w kategoriach zrównoważonej mobilności, efektywności energetycznej budynków i gospodarki odpadami.

Przykładów oszczędzania można szukać wszędzie i każdy z nich może być wykorzystany z mniejszym lub większym efektem w Krakowie. Na stronach promujących konkurs Eco – Miasto możemy znaleźć bardzo inspirujące przypadki. W Budzowie na Śląsku wybudowano pierwszą w Polsce szkołę, której zużycie energii jest niemal zerowe. Budynek posiada innowacyjne rozwiązania techniczne, takie jak pompy czy wydajne energetycznie szyby Climatop Lux wyprodukowane przez Glassolutions Saint-Gobain. Szkoła jest ogrzewana ciepłem pochodzącym od sprzętów znajdujących się w salach oraz od samych uczniów. Inwestycja kosztowała prawie 3,4 mln zł i była droższa od tradycyjnego budynku o ok. 10–15 % wartości inwestycji. Ten model grzewczy jest jednak bardzo opłacalny z ekonomicznego punktu widzenia. Roczne koszty ogrzania takiego budynku to wydatek rzędu 1,2 tys. zł, podczas gdy szkoła o tradycyjnym systemie ogrzewania wydaje na ten cel nawet 40 tys. zł. Gmina szacuje, że całkowity zwrot kosztów na budowę obiektu zwróci się po 27 latach.

Budownictwo pasywne to kierunek rozwoju sektora budowniczego na najbliższe lata. Oprócz korzyści ekonomicznych są także te związane ze środowiskiem naturalnym. Mniejsze zużycie energii to mniejsza emisja szkodliwych substancji, a co za tym idzie czystsze powietrze i bardziej korzystne warunki do życia. Przykład księstwa Monaco wydawać się nam może literaturą science fiction, ale nie jest wykluczone, że będzie to i droga Krakowa. Księstwo Monako zamierza uruchomić miejską wypożyczalnię samochodów elektrycznych marki Renault.

Projekt zakłada, że pod koniec 2014 roku na ulice Monako wyjedzie 25 elektrycznych samochodów Renault Twizy. W 2015 roku ta liczba zostanie uzupełniona o kolejne 50 pojazdów.

Inteligentna sieć elektroenergetyczna IssyGrid to innowacyjny, pilotażowy projekt optymalizacji poziomu zużycia energii, który został zastosowany w dzielnicy biznesowej Issy-les-Moulineaux we Francji. Projekt ten jest przykładem, wskazującym jak może funkcjonować inteligentne miasto przyszłości. Posłużył on również jako model dla wielu firm i metropolii, pokazując konkretne rozwiązania. W 2012 roku uruchomiony został system informacyjny, którego zadaniem jest dostarczanie informacji na temat zużycia energii w całej dzielnicy. Celem wprowadzonego systemu była analiza produkcji i jednoczesnego zużycia energii. Wykorzystane zostały również na ulicach poprzez zainstalowanie inteligentnego oświetlenia. Innowacyjne urządzenia w sposób ciągły monitorują ruch uliczny oraz pory dnia i oku, dostosowując natężenie światła do aktualnych potrzeb. Warto również wspomnieć, że oświetlenie uliczne w większości miast na świecie generuje znaczne koszty, a dzięki zastosowaniu tych rozwiązań pozwoliły one na wygenerowanie znacznych oszczędności.

Zwycięzcą edycji ECO-MIASTO 2013 została Warszawa. Między innymi w ramach systemu zachęt wprowadziła tablicę informacyjną przy znaku drogowym „parking z kopertą”, wyznaczającą miejsce dla pojazdów elektrycznych przy stacji ładowania. Dzięki takim oznaczeniom w czasie ładowania samochodu właściciel jest zwolniony z opłaty za parkowanie.

Warszawa aktywnie uczestniczy w dyskusji na temat miejsca i roli pojazdów elektrycznych. Energia elektryczna w Warszawie według raportu dominującego dostawcy – RWE Polska S.A. w ponad 13% pochodzi ze źródeł odnawialnych. Samorząd podejmuje działania na rzecz zwiększenia produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Miasto posiada „Plan działań na rzecz zrównoważonego zużycia energii”, w którym jednym z celów jest wzrost zużycia energii produkowanej z OZE.

W ramach projektu „Cities on Power”, którego Warszawa jest liderem, powstaje właśnie „Plan działań na rzecz Odnawialnych Źródeł Energii dla Warszawy”, w którym zapisane będą konkretne działania niezbędne do realizacji planu 20% udziału odnawialnych źródeł energii w roku 2020.

My czekamy na Kraków. 🙂

 

Zielony Kraków

Pisałam już w tym miejscu o potrzebie zatrudnienia w Krakowie miejskiego ogrodnika. Nie będę wracała do przywoływanej argumentacji. Okazuje się jednak, że miałam dużo
racji.

Wiele dużych miast w Polsce już zatrudnia ogrodnika miejskiego, mającego znaczne uprawnienia. Będę o to walczyć. W przekonaniu o potrzebie zatrudnienia ogrodnika utwierdziłam się, gdy przypomniałam sobie, że kiedyś Urząd Miasta nagradzał najbardziej ukwiecone i najpiękniejsze ogrody oraz ogródki, a nawet będące poza spojrzeniami przechodniów oficyny na tyłach domów, których oglądanie dostarczało mi zawsze niezapomnianych wrażeń estetycznych. Komisje oceniały zgłoszone ogrody i wybierały te najbardziej zaskakujące i najpiękniejsze.  Nagrody były wręczane w pięknym miejscu, bo na tyłach Domu Mehoffera. ogródki I bardzo żal, że już ostatnio projekt „Miasto – Ogród” nie ma swojego zakończenia u Mehoffera.. Dbałość o zieleń służy temu, o co chodzi bardzo wielu mieszkańcom – idei „zielonego Krakowa”.  Projekty złożone do budżetu obywatelskiego w dużej mierze dotyczą właśnie tej sprawy. Mieszkańcy chcą mieszkać w zadbanym, czystym i pięknym mieście.

Jakiś czas temu znalazłam blog Inspirowani Naturą, który jest, jak piszą autorzy, pierwszym w Polsce miejscem spotkań dla miłośników zieleni miejskiej, architektury krajobrazu oraz małej
architektury kształtującej współczesny miejski design. Od trzech lat założyciele bloga ogłaszają plebiscyt na najbardziej ukwiecone i zadbane miasto. Akcja nazywa się plebiscyt „Terra Flower Power – Najpiękniej Ukwiecone Miasto w Polsce”. W bieżącym roku do konkursu zgłosiło się 118 miast. Na stronie propagującej plebiscyt znalazłam zdanie: „Mając na uwadze wielkie połacie szpecącego betonu w przestrzeni zurbanizowanej, warto inspirować się naturą przy projektowaniu krajobrazu czy elementów małej architektury. Najważniejsze jest wprowadzenie do miast zieleni oraz komponentów wspomagających jej rozwój, takich jak kwietniki, gazony, wieże kwiatowe.
Wszystko dla równowagi pomiędzy architekturą a naturą”.

Najwięcej niewykorzystanej przestrzeni można znaleźć na płaskich dachach dużych budynków. To właśnie one są doskonałym miejscem do założenia miejskiego kwietnika czy  warzywnika. I to też sugerują twórcy bloga.

Podróżując po świecie, trafiamy do miejsc, w których doceniane jest znaczenie roślin. Kiedy spaceruje się po dzielnicy Covent Garden w Londynie, aż trudno uwierzyć, że to niezwykłe miejsce znajduje się w stolicy Wielkiej Brytanii. W Kopenhadze mówi się o salonie miejskim Superkilen, który powstał przed sześciu laty, a został doceniony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Architektów (The American Institute of Architects (AIA)). „Eksperyment Superkilen” okazał się sukcesem – po dziś dzień skupia mieszkańców Kopenhagi. Jest niebanalnym miejscem spotkań i rozrywki, bez którego przestrzeń miejska byłaby nieciekawa. Także i w polskich miastach znajdują się miejsca zachwycające swoją kwiatową architekturą.

W Krakowie budowanie przestrzeni opartej na zieleni, kwiatach jest bardzo dużym wyzwaniem. W
Warszawie miano miasta kwiatów otrzymała jedna z dzielnic. Czy Kazimierz lub Podgórze
nie mogłyby się stać kwiatową wizytówką Krakowa? Zanim jednak uda się zrobić coś tak spektakularnego, wróćmy do inspirowania mieszkańców miasta i przywróćmy nagrody dla najbardziej twórczych miejskich ogrodników – tych którzy na własnych podwórkach czy w przydomowych ogrodach robią wiele dla całego miasta.

Niniejszy koresponduje artykuł łączy się z ożywioną dyskusją dotyczącą Rynku Podgórskiego. Może przy planowaniu wyglądu Rynku uzasadnione byłoby skonsultowanie się z doświadczonymi
architektami, tworzącymi miejsca przyjazne ludziom. Przecież Kraków może stać się wreszcie „friendly city” – miastem przyjaznym mieszkańcom.

 

Edukacja domowa.

Na początku niniejszego tekstu należałoby przypomnieć, że obowiązek nauki szkolnej nie
istniał  zawsze. Po raz pierwszy dekret o obowiązku szkolnym wprowadzono w Prusach w 1819 roku za czasów Fryderyka Wilhelma II. W Polsce zaś dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1919 roku „Dekret o obowiązku szkolnym”. Jak widać, wcześniej była edukacja domowa, a więc dopiero od dość niedawna istnieje obowiązek uczęszczania dzieci do szkół.

Kiedyś w tym miejscu już pisałam o edukacji domowej. Ponieważ zaczął się kolejny rok szkolny – wydaje się, jak najbardziej na miejscu przypomnieć i o takiej możliwości. Edukacja ta jest określana jako „spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą”. Jest to nauczanie dzieci przez ich rodziców lub opiekunów oraz wyznaczone przez nie osoby, odbywająca się poza systemem edukacji szkolnej.

Polska Konstytucja (z 1997 roku) gwarantuje prawo do wyboru nauczania domowego. Artykuł 70 punkt 3 mówi: „Rodzice mają wolność wyboru dla swoich dzieci szkół innych niż publiczne”. Artykuł 16 punkt 8 przyjęty 23.01.2009r przez Sejm RP roku mówi: „Na wniosek rodziców dyrektor odpowiednio publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, do której dziecko zostało przyjęte, może zezwolić, w drodze decyzji, na spełnianie przez dziecko odpowiednio obowiązku, o którym mowa w art. 14 ust. 3, poza przedszkolem, oddziałem przedszkolnym lub inną formą wychowania przedszkolnego i obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki poza szkołą.”

Od czasu kiedy zorganizowałam w Krakowie pierwsze seminarium dotyczące edukacji domowej (zwanej w terminologii międzynarodowej home schooling) upłynęło trochę czasu. Zmieniło się wiele. Środowisko  zajmujące się edukacją domową zdecydowanie się rozrosło, stało się prężne i zorganizowane. Powstało też dużo więcej literatury w języku polskim.

Liczbę rodzin edukujących domowo swoje dzieci trudno jest ocenić. Ministerstwo Edukacji nie publikuje żadnych statystyk na ten temat. Dwa razy w roku w Polsce organizowane są zjazdy rodzin edukacji domowej. Można szacować, że liczba rodziców i dzieci tworzących rodziny edukacji domowej może sięgać w Polsce kilkuset osób. Edukacja domowa jest więc rozwiązaniem, na które decyduje się bardzo niewielka, ale stale rosnąca i bardzo mocno wspierająca się grupa
polskich rodziców.

Dlaczego rodzice decydują się na podjęcie edukacji pozaszkolnej? Powodów, jak zauważyłam w moich kontaktach  – jest wiele. Wielu rodziców wcale nie myślało o edukacji domowej, dopóki ich dzieci nie poszły do szkoły. Po kilku miesiącach lub latach podjęli decyzję przejścia do edukacji domowej ponieważ szkoła nie radziła sobie z ich nauką i dziecko zaczynało mieć problemy z czytaniem, pisaniem, liczeniem i innymi podstawowymi umiejętnościami; ponieważ, jak mówią, dzieci, które do tej pory były inteligentne, żywe, ciekawe świata, zainteresowane tysiącem rzeczy, stawały się przygaszone, znudzone, niczym niezainteresowane, a ich ciekawość świata i otwartość na wiedzę spadała do zera, niekiedy powodem jest i to, że wrażliwe lub słabsze dzieci zaczynały być prześladowane przez kolegów, a szkoła nie była w stanie nic w tej sprawie zrobić, w innych przypadkach inteligentne dzieci same przychodziły do swoich rodziców mówiąc, że nie chcą już chodzić do szkoły, bo nie uczą się w niej niczego nowego, a mimo to zmuszone są odsiadywać swoje przez kilka godzin dziennie. Są i rodzice, którzy od początku zakładają, że ich dzieci, przynajmniej w okresie pierwszych kilku lat obowiązkowej edukacji, nie będą uczęszczać do szkoły z rozmaitych względów. Czasem najważniejsza jest troska o indywidualny rozwój dziecka i możliwość rozwijania jego własnych uzdolnień i zainteresowań. Czasem priorytetowe jest przekonanie rodziców, że we własnym zakresie są w stanie zapewnić dziecku edukację na poziomie wyższym niż ten, który jest w stanie zapewnić system kształcenia masowego. Katalog powodów, dla których rodzice decydują się na edukację domową swoich dzieci, jest różnorodny.
Każda rodzina ma inną historię i nieco inne powody.

W ostatnich dwudziestu latach przeprowadzono bardzo wiele badań wskazujących na wyniki edukacji domowej. Oczywiście robiono je tam, gdzie rodzice przyznają się do kształcenia dzieci w domu i gdzie można takie badania wykonać. Wyniki badań ze Stanów Zjednoczonych oparte na standaryzowanych testach umiejętności i osiągnięć szkolnych pokazały, że wyniki testów są wyższe u dzieci kształconych w domach niż u dzieci uczęszczających do szkół.

Do rejestru Światowej Organizacji Zdrowia wpisano fobię szkolną, jako kategorię kliniczną. Wypada więc, dla dobra własnych dzieci przyjrzeć się uważniej propozycjom alternatywnego nauczania.

Jest oczywiście wiele pytań, które nie zostały poruszone w niniejszym tekście.
Osobom zainteresowanym polecam dostępną literaturę, strony internetowe i wyniki
badań naukowych.

Jaki może być Kraków.

Pisałam już w tym miejscu o potrzebie zatrudnienia w Krakowie miejskiego ogrodnika. Nie będę
wracała do przywoływanej tam  argumentacji.

Okazuje się, że miałam dużo racji. Wiele dużych miast w Polsce już  zatrudnia ogrodnika miejskiego mającego znaczne uprawnienia. Będę o tej koncepcji przypominała. Potrzeba zatrudnienia ogrodnika skojarzyła mi się wtedy, kiedy przypomniałam sobie, że kiedyś urząd
miasta nagradzał najbardziej ukwiecone i najpiękniejsze ogrody, ogródki, a nawet i te, będące poza spojrzeniami przechodniów oficyny na tyłach domów. Komisje oglądały zgłoszone ogrody i wybierały te najbardziej zaskakujące i najpiękniejsze. Oglądałam ogrody w oficynach i mało kto może sobie wyobrazić, jakich doznań estetycznych można doświadczyć. Nagrody były wręczane w pięknym miejscu, na tyłach Domu Mehoffera. Niestety, skończyło się i urzędnicy nie podtrzymują pięknej tradycji zachęcania mieszkańców do dbania o ogrody i ogródki. A przecież ta dbałość
tworzy to, o co bardzo wielu mieszkańcom chodzi – o zielony Kraków.

Projekty złożone do budżetu obywatelskiego w dużej mierze dotyczyły właśnie tego tematu.
Mieszkańcy chcą mieszkać w zadbanym, czystym i pięknym mieście.

Jakiś czas temu natrafiłam na świetny pomysł realizowany od wielu lat w miastach polskich.
Znalazłam blog internetowy Inspirowani Naturą, który jest, jak piszą autorzy, pierwszym w Polsce miejscem spotkań dla miłośników zieleni miejskiej, architektury krajobrazu oraz małej architektury kształtującej współczesny, miejski design. Od trzech lat założyciele bloga ogłaszają plebiscyt na najbardziej ukwiecone i zadbane miasto. Akcja nazywa się plebiscyt „Terra Flower Power – Najpiękniej Ukwiecone Miasto w Polsce”. W bieżącym roku do konkursu zgłosiło się118 miast. Na stronie propagującej plebiscyt znalazłam zdanie :” Mając na uwadze wielkie połacie szpecącego betonu w przestrzeni zurbanizowanej, warto inspirować się naturą przy projektowaniu krajobrazu czy elementów małej architektury. Najważniejsze jest wprowadzenie do miast zieleni oraz komponentów wspomagających jej rozwój, takich jak kwietniki, gazony, wieże kwiatowe.
Wszystko dla równowagi pomiędzy architekturą a naturą.”

Najwięcej niewykorzystanej przestrzeni można znaleźć na płaskich dachach dużych budynków.
To właśnie one są doskonałym miejscem do założenia miejskiego kwietnika czy  warzywnika. I to też sugerują twórcy bloga.

Wracając do kwiatów w mieście. Podróżując po świecie trafiamy do miejsc, w których doceniana jest wartość i znaczenie roślin. Kiedy spacerujemy po dzielnicy Covent Garden w Londynie, aż trudno uwierzyć, że to niezwykłe miejsce znajduje się w stolicy Wielkiej Brytanii. W Kopenhadze mówi się o salonie miejskim Superkilen, który powstał przed 6 laty, a został doceniony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Architektów (The American Institute of Architects (AIA)). „Eksperyment Superkilen” okazał się sukcesem – po dziś dzień skupia mieszkańców Kopenhagi. Jest niebanalnym miejscem spotkań i rozrywki, bez którego przestrzeń miejska byłaby ciekawa. Także i w polskich miastach znajdują się miejsca zachwycające swoją kwiatową
architekturą..

W Krakowie budowanie przestrzeni opartej na zieleni, kwiatach jest bardzo dużym wyzwaniem.
W Warszawie miano miasta kwiatów otrzymała jedna z dzielnic. Może by i na przykład Kazimierz czy Podgórze stałoby się kwiatową wizytówką Krakowa. A może , zanim do tego dotrzemy – wróćmy do inspirowania mieszkańców miasta i przywróćmy nagrody dla najbardziej twórczych miejskich ogrodników, tych którzy na własnych podwórkach czy przydomowych ogrodach robią wiele dla całego miasta.

Niniejszy temat zapewne wyraźnie koresponduje z dużą dyskusją dotyczącą Rynku
Podgórskiego. Może przy planowaniu wyglądy Rynku uzasadnionym było skonsultowanie z doświadczonymi architektami planującymi rozwiązania dla miejsc przyjaznych ludziom. Przecież Kraków może stać się wreszcie „friendly city” – miastem przyjaznym mieszkańcom.

Pozorne gry w czasie wyborów.

W Dzienniku Polskim ukazał się artykuł ulubionego mojego (w tej gazecie!) dziennikarza Grzegorza Skowrona zatytułowany „Kandydat na radnego może sobie pozwolić na dwa małe bilbordy”. W tekście pana Grzegorza z jednej strony, jak mniemam – jest dość sceptyczny stosunek do wymagań związanych z finansowaniem kampanii wyborczych, z drugiej zaś, jak doczytałam – sarkazm wobec prób radnych, aby być zauważonym, docenionym etc. Dziennikarz pisze: „Będziemy zasypywani sprawozdaniami radnych i wójtów, którzy w ten sposób będą nas przekonywać, że wywiązali się z poprzednich obietnic wyborczych. Oczywiście większość tych sprawozdań zostanie uznana (przez nich samych) za dokumenty, które nie mają nic wspólnego ze zbliżającymi się wyborami […] No właśnie – tak śmiesznie, niemoralnie i niezgodnie z prawem jest (?). Co mamy więc robić? My radni, którzy nie mamy najmniejszej szansy, aby stać się „rozpoznawalnymi” (to kategoria robiąca zawrotną karierę w ciągu ostatnich paru miesięcy). Możemy zostać wójtem , burmistrzem czy prezydentem. Nie, nie możemy – ponieważ zawsze ten poprzedni będzie bardziej „rozpoznawalny”. Nie mamy szans. Chyba, że jesteśmy a) aktorem (aktorem rozpoznawalnym: na przykład jak Jerzy Stuhr; ponieważ jest setki aktorów nie rozpoznawalnych) b) lepiej jak jesteśmy mężczyzną, niż kobietą (zapewne Anna Dymna byłaby mniej poważnie rozpatrywana, jako kandydatka na prezydenta, wójta, czy burmistrza – niż Jerzy Stuhr), c)piosenkarzem (na przykład Andrzejem Sikorskim czy Zbigniewem Wodeckim). I myślę, że tutaj tzw. powszechna popularność się kończy. Nie ryzykowałabym z popularnością Krzysztofa Pendereckiego. Nie wiem, czy osiągnąłby taką jak na przykład Anna Dymna. Nie wierzę w popularność profesorów Karola Musioła, Ziejki, Stelmacha i wielu, wielu innych. Znają ich pewne środowiska. O cóż dopiero mówić o powszechnej popularności prezesa lotniska, dyrektora Biura Izby Przemysłowej i wielu, wielu innych. Co więc robić, aby udowodnić swój profesjonalizm i przydatność, jak stać się „rozpoznawalnym”. Nie znamy wielu menadżerów z imienia i nazwiska. Oni są sprawni, ale nie rozpoznawalni. Czy więc szukamy do zarządzania miastem gwiazdy filmowej, znanego kaznodziei czy dobrego zarządcy?. A co robią media: lansują kategorię „rozpoznawalności” zamiast przybliżać ludzi i czynić ich „rozpoznawalnym”. Tych, którzy mogą być pożyteczni dla miasta. Cóż więc zostaje tym, którzy chcą pełnić funkcje? Starają się, za wszelką cenę – zostać „rozpoznawalnymi”. A jak mogą: mogą poprzez plakaty, bilbordy, strony internetowe. A media? Ba, media kreują świadomość mieszkańców także poprzez swoje typowania. A ponieważ nie są „przezroczyste” lansują tych, których sobie wybierają.  Mieszkańcy nie interesują się codziennie tym, który radny, co zrobił, który jest aktywny – a który pobiera jedynie dietę. Kto za czym głosował, a kto nie podjął się żadnej aktywności.

Co więc mamy robić, Panie Dziennikarzu, co mamy robić, aby przejść do świata „bytów rozpoznawalnych”? Zwłaszcza wtedy, kiedy nie mamy przez okres kadencji do dyspozycji pieniędzy podatników – aby im (tymże podatnikom) – wciskać, że cokolwiek, co zostało zrobione w mieście – to tylko i wyłącznie, dzięki łaskawości …PREZYDENTA. 🙂

Powstanie w WAWie i dzisiaj.

Dzisiaj dzień szczególny. Nie będę się wymądrzała i pisała na w/w temat. Tyleż opinii o powstaniu warszawskim. I nie miałam takiego zamiaru, jednak… No właśnie. Jednakże napiszę, przez pryzmat współczesnych doświadczeń politycznych. Rano w radiu Piotr Legutko, który napisał książkę o Muzeum Powstania Warszawskiego opowiadał o muzeum, ale także i o powstaniu. I w pewnym momencie Piotr powiedział, że mówi się o dwóch, jakby odrębnych sprawach : o powstaniu i osobno o powstańcach. Być może jest i tak. Następnie stwierdził, że pomimo niedobrej oceny, jaką uzyskuje cała akcja przeprowadzenia powstania, w którym zginęło ponad 200 tysięcy ludzi, – powstańcy – uczestnicy oceniani są inaczej. „Fajnie było być powstańcem” zrecenzował wizytę uczeń gimnazjum.

Legutko powiedział jeszcze jedną rzecz, która sprowokowała niniejszy wpis: powiedział, jakby broniąc decydentów, przywódców powstania, że kto mógł przewidzieć tak wielkie straty w ludziach, kto mógł przewidzieć zniszczenie Warszawy. I pomyślałam, że nie jest to usprawiedliwienie niczego. Ktoś, kto jest dowódcą lub chce nim być powinien przewidywać efekty swoich działań. I nic go nie usprawiedliwia. Na tym polega bycie dowódcą czy liderem, jak to się dzisiaj mówi : na przewidywaniu skutków. Scenariusz musi zakładać opcje związane z działaniem. I należy unikać tych, które są najboleśniejsze.

Czy czegokolwiek nauczyliśmy się przez 70 lat? Chyba niewiele. Wciąż dowódcami chcą być ci, którzy poza własną chęcią  – do tego się nie nadają.

I Bogu niech będą dzięki, że dzisiejsze ich decyzje nie skutkują aż takimi stratami.

Sierpień 2014

Szanowni Państwo,

Już prawie jest sierpień 2014 roku. Okazało się, że od sierpnia 2006 roku piszę bloga. Jest to 8 lat. Kiedyś bardziej się przykładałam i miałam bardzo wielu czytelników. Teraz, w konkurencji facebooka – niestety zaniedbuję się. Można zobaczyć, czy w ciągu tych ośmiu lat zmienił się mój stosunek do samorządowości czy polityki.

I chcę Państwu powiedzieć, że zasadniczo się nie zmienił. Oczywiście w szczegółach nieco modyfikuję swoje poglądy, ale główny zarys, podstawowa koncepcja, rdzeń – nie uległ zmianie. I właściwie to mnie cieszy. Wciąż uważam, tak jak zużyty (jak niektórzy twierdzą) Max Weber, że jest szansa na politykę opartą na zasadach, że możemy od polityków wymagać standardów zachowań,  że następne pokolenia nie pogrążą nas w jednym moralnym bagnie.

I wciąż, od początku oburza mnie niedojrzałość, smarkateria, nieodpowiedzialność.

The Show Must Go On 🙂

A to cytat z blogu (jakby się komuś nie chciało zajrzeć) z sierpnia 2006 roku: „

„Weber podkreślał (w swojej książce „Polityka jako zawód i powołanie”), że polityka jest dziedziną życia społecznego, w której nie można działać według zasad etyki absolutnej, jednak nie twierdził, że polityka jest tylko grą partykularnych interesów czy też, że nie ma ona w ogóle nic wspólnego z etyką. Pisał, że konflikty polityczne „są walką wartości”. No tak, o ile dwie godziny temu, stwierdziłabym, że biedny stary Weber nic nie wiedział o czasach, w których pozostaje jedynie walka bez jakichkolwiek wartości to teraz  powinnam zastanowić się czy jednak nie miał racji. Skąd wzięły się moje pojęcia „wartości”. A może wartością, nie moją i chyba nie Webera są pieniądze i władza. I wszystkie inne pomysły dla tzw. „dobra ogółu” nie mają zastosowania.

 

Weber pisał, że żyje się dla polityki i z polityki.Ale także i  to, że sukces polityczny bynajmniej nie zależy od posiadania moralnej racji (dla której skądinąd trudno znależć obiektywne kryterium), lecz od układu sił oraz i to że  „szlachetne intencje same przez się nie gwarantują, iż skutek będzie równie dobry i szlachetny”. Polityk z powołania, polityk zawodowy, może i powinien kierować się tylko etyką odpowiedzialności. Człowiek działający według zasad tej etyki musi umieć trwać przy swoich przekonaniach i bez względu na skutki wypowiadac nieodwołalne non possumus.

 

Ważne jest więc posiadanie własnych przekonań aby móc ich bronić. Skąd biorą się te przekonania i czy są naprawde tak istotne, aby warte były obrony za dużą cenę. Chciałabym aby tak było. Cenię ludzi, którzy mają przekonania, nawet i takie, z którymi sie nie zgadzam. […]