Samodzielną podróż w dalekie kraje, a zwłaszcza wtedy, kiedy jednak brakuje doświadczenia – hamuje strach, że nie damy rady, a nie wiadomo, jak to tam jest etc. I nie chodzi tutaj o logistykę, bo można z daleka właściwie wszystko, ale ten strach właśnie. I wybraliśmy wycieczkę wykupioną nie w molochu turystycznym, ale w niezbyt dużej firmie i pojechaliśmy. Znaleźliśmy się w 13-osobowej grupie i ruszyliśmy w stronę, którą sobie wymyśliłam, w stronę Kambodży. Przeczytałam dość sporo, wiedziałam, co mnie interesuje etc.
I teraz, po powrocie,mogę się podzielić paroma refleksjami, bo „podróże kształcą”.
Dlaczego Kambodża? Ano bo tam jest Angkor Wat – unikalny zespół świątyń hinduistycznych i buddyjskich na 230 km kw. To kamienna pozostałość legendarnego królestwa Khmerów sięgającego od dzisiejszej Tajlandii po Wietnam (od IX do XIV wieku). Potem świątynie pochłonęła dżungla. W roku 1858 32-letni Francuz Henrie Mouhot mający już za sobą podróże po Rosji, Włoszech, Holandii znalazł się w Tajlandii (wtedy był to Syjam) i rozpoczął wędrówkę w kierunku Kambodży. Mouhot zapewne słyszał opowieści o tajemniczym mieście umarłych, które zostało pochłonięte przez dżunglę. W czasie podróży, wśród gęsto splatanych korzeni drzew wyłoniły się posągi bóstw. Mouhot czynił notatki, i starał się wejść głębiej, do zarośniętej budowli. Napisał artykuł, który się ukazał w 1868 roku w magazynie podróżniczym „Le Tour du monde”. W tym samym roku pojawiła się jego książka o podróży po Syjamie, Kambodży i Laosie. Ukazała się już po śmierci autora, którego powaliła malaria. Mouhot- wierny syn epoki wielkiej ekspansji kolonialnej , wierzył w misję „białego człowieka” – to znaczy, że Francja uratuje Kambodżę. I tak się stało: według idei Mouhota: Francuzi podjęli się restauracji. Posągi i płaskorzeźby wyrąbane ze świątyni spławiano na tratwach Mekongiem w stronę Europy – to był ówczesny patent na samofinansowanie wypraw badawczych. Najsłynniejszym rabusiem Angkor Wat był (60 lat później, po odkryciach Mouhota) pisarz i późniejszy francuski minister kultury André Malraux. W 1923 r. wyprawił się z tragarzami, by rozebrać i wywieźć reliefy z jednej ze świątyń. Schwytany na gorącym uczynku został deportowany. Ale jednak, pomimo bezczelnej grabieży „białego człowieka” – to dzięki francuskim naukowcom uratowano Angor: w latach trzydziestych XX wieku trzeba było przede wszystkim wyrwać świątynie – dżungli. Bloki różowego piaskowca, które służyły dawnym Khmerom za materiał budowlany stały się: poprzez panująca wilgoć, bakterie, grzyby – czarne. Dla Angkor Wat zła passa ciągnęła się przez cały XX wiek. Na murach widać do dziś ślady kul z czasów Czerwonych Khmerów Pol Pota.