Jestem, no może raczej byłam – zwolenniczką scalania energii kobiet, ponieważ widziałam w tym sens. Jestem (chyba) też i feministką (bardziej w działaniu, niż w budowaniu i głoszeniu teorii) .
Ale co mnie bardzo dziwi w ciągu ostatnich paru miesięcy, co by nie powiedzieć w roku istotnym, kiedy to kobiety uzyskały prawa wyborcze, solidarność i jedność kobiet staje się znakiem zapytania.
Zintensyfikowały się działania prokobiece w bardzo wielu miejscach w Krakowie. Niestety, nie widać owej integracji. I bardzo jest mi z tego powodu przykro. Przykłady: bardzo proszę: powstała „Konferencja „Kobiety rządzą x 100”. Projekt wygląda świetnie. Tylko mnie zastanawia, dlaczego (nawet kurtuazyjnie) nie zaproszono nas, tych, które zorganizowały cztery, podkreślam CZTERY Małopolskie Kongresy Kobiet. W każdym wzięło udział ponad 1200 kobiet z całej Małopolski. Była to olbrzymia i dość trudna organizacyjnie akcja, która się udała. Oczywiście możemy powiedzieć, że nikt nikomu nie narzuci obowiązku zaproszenia gości, ale my przez cztery kolejne lata organizowałyśmy kongresy KOBIECE, więc nieco przykro, że o tym nawet nie wspomniano. A do dzisiaj działa „Stowarzyszenie Most Kobiet”, które było inicjatorem wydarzeń i jego członkinie wykonały tak dużą pracę.
Inny przykład : ano proszę na Uniwersytecie Ekonomicznym organizowana jest kolejna konferencja poświęcona kobietom w XXI wieku (między liberalizmem, a konserwatyzmem)Duże wydarzenie, ale jakby tak znów osobno. Przyjeżdżają kobiety naukowczynie z całej Polski. A jaką tu integrację widziałabym? Może i taką, że jeśli mówi się o kobietach w biznesie – to fajnie byłoby wymienić (jeśli nie zaprosić do panelu kobiety zajmujące się w Krakowie biznesem (które to robią świetnie, z olbrzymimi sukcesami, że wymienię jedynie Marię Waliczek, czy Ewę Woch – a jest ich dużo więcej). Nie wspomnę nawet o kobietach biorących udział w polityce, ponieważ także i ich jest nieco w Krakowie i w Małopolsce.
Brakuje mi integracji. Kiedy zapytałam jedną z organizatorek wyżej wymienionego spotkania, dlaczego nie integrują się środowiska kobiece, ale ze sobą konkurują, odpowiedziała, że chce wyrobić sobie markę, a te znane „by ją przykryły swoimi sukcesami”. Tak to jest. Może więc nie jest prawdą, ze kobiece zarządzanie byłoby lepsze, a ambicje kobiece są inne i współpraca także. Sądy te zdają się być budowane znacznie na wyrost.
Powstanie sto imprez na stu lecie, ale głosów sto wcale nie da jednego potężnego sygnału, że wszystkie razem stanowimy jedno wyzwanie, jeden głos wdzięczności dla tych, które tak walecznie zabiegały o prawo do głosów.
I żal. Po prostu.