Tytuł 155

Już wielokrotnie sobie obiecywałam, że przestaję pisać tak zwany blog, bo przecież nikogo to nie interesuje, ale znów coś się pojawia na horyzoncie co wydaje mi sie na tyle interesujące, że chcę o tym napisać, nawet dla tych dwóch lub trzech osób, które mnie odwiedzają.

Zastanawiające są  dla mnie od wielu lat drogi i ścieżki myślenia tzw. intelektualistów. Tych, kórzy poświęcają godziny swojego życia na rozpatrywanie aksjomatów matematyki, dowodów potwierdzających istnienie Boga , tych, którzy ćwiczą dniami muzykę Bacha, grają w sztukach Szekspira… i zawsze mnie zastanawiają ich poglądy ekonomiczne. Czują się, w większości ubodzy i niedocenieni, chcieliby mieć pieniędzy na tyle, aby móc dalej rozpatrywać aksjomaty etc, ba, niektórzy chcieliby docierać do źródeł sztuki w Egipcie, Etiopii..a kiedy zabierają głos w dyskusji mówią o tym, że 1.nie interesują się polityką lub 2. opowiadają, dyrdymały o tym, że trzeba z podatków utrzymywać olbrzymie rzesze "pięknoduchów", ubogich, chorych, biednych, tych, którym się nie chce pracować a chce im się jeść etc. I tak się zastanawiam, jak można mieć tak ograniczoną wyobraźnię ekonomiczną. Wiara w cuda przesłania tym ludziom podstawy istnienia w świecie realnym – o ograniczonych możliwościach wspierania wszystkich według ich potrzeb i życzeń. Dziwne są rzeczy na tym świecie.

Polecam książkę :Widmo Lorda Keynesa, Warszawa 2006, wyd. Fijorr Publishing

John Maynard Keynes najchętniej pozbyłby się gospodarki rynkowej, zlikwidował procent, wykreował nasycenie kapitałem poprzez nadanie inwestycjom charakteru społecznego.

W Polsce pracuje zaledwie 52,4% społeczeństwa, a więc ludzi, którzy są w wieku tzw.produkcyjnym i mogliby pracować. Jest to jeden z najniższych wskaźników w Europie. I zapewne nieprawdą jest to, że wynika ten fakt z braku pracy.

Misteria Paschalia

Dzisiaj wieczorem zamiast spotkań tzw.politycznych, wybrałam koncert Alessandro Scarlattiego. I był to zdecydowanie dobry wybór.

Polecam Festiwal Misteria Paschalia. Liczę na więcej dobrych wrażeń. Nie będę, niestety,  mogła być w niedzielę w filharmonii a będzie muzyka Telemanna, Vivaldiego i Bacha. I już teraz żałuję.

Tytuł 157

Spotkała mnie dzisiaj bardzo niemiła historia. Dwa miesiące temu rozpoczęłam realizowanie wymyślonego przeze mnie projektu. Projektu chyba dość atrakcyjnego, ponieważ zaproszeni do niego goście postanowili go sobie przywłaszczyć. Dzisiaj oglądając materiały przeznaczone do dalszych publikacji, zobaczyłam, że pomysł stał się nie-mój. Są wymienieni wszyscy, bez autora, czyli beze mnie.

Ochrona własności intelektualnej w dalszym ciągu w Polsce nie istnieje. Może najwyższa pora na upublicznione procesy, w których powinno się pokazać wszelkie przypadki piractwa intelektualnego.

„dziecko nie jest wyłącznie stworzeniem należącym do państwa”

Murray N. Rothbard, uczeń Misesa, ekonomista i libertarianin napisał książkę pt. "O nową wolność. Manifest libertariański", w której znalazły się następujące słowa poświęcone edukacji:

"Najbardziej ambitna próba zwiększenia kontroli nad dziećmi, jaką podjęli zwolennicy szkół publicznych, miała miejsce w Oregonie na początku lat dwudziestych. Stan Oregon, niechętny istnieniu nawet zatwierdzonych przez władze szkół prywatnych, uchwalił 7 listopada 1922 roku przepis, który wprowadzał zakaz działania prywatnych szkół i obowiązek uczęszczania wszystkich dzieci do szkół publicznych. Był to szczyt marzeń pedagogów. Nareszcie wszystkie dzieci miały być poddane „demokratyzacji” w jednolitym systemie oświatowym. Na szczęście w 1925 roku przepis został uznany przez Sąd Najwyższy za sprzeczny z konstytucją (Pierce v. Society of Sisters, June 1, 1925). Sąd Najwyższy orzekł, że „dziecko nie jest wyłącznie stworzeniem należącym do państwa”, i stwierdził, że przepis wprowadzony w Oregonie podważał „podstawową teorię wolności, na której opierają się wszystkie rządy w Unii”. Fanatycy szkół publicznych nigdy już nie posunęli się ponownie tak daleko. Pouczające będzie jednak zdać sobie sprawę, jakie siły zmierzały do zakazu konkurencji ze strony prywatnych szkół w Oregonie. W czołówce zwolenników wprowadzenia tego prawa nie było – jak można by się spodziewać – liberalnych ani postępowych wychowawców czy intelektualistów. Czołówkę stanowił silny wówczas w północnych stanach Ku Klux Klan, który dążył do zniszczenia systemu katolickich szkół parafialnych i chciał zmusić wszystkie dzieci katolików i imigrantów, by poddały się ideologii neoprotestantyzmu i amerykanizacji wpajanej przez szkoły publiczne. Warto zauważyć, że Klan wyrażał przekonanie, iż wprowadzenie takiego przepisu jest konieczne „dla ochrony wolnych instytucji”. Zastanawiające, że najbardziej żarliwymi zwolennikami tak zachwalanego „postępowego” i „demokratycznego” systemu szkół publicznych były skrajnie bigoteryjne odłamy społeczeństwa amerykańskiego, ludzie, którzy z chęcią wytępiliby w Ameryce wszelką różnorodność".

A wielu naszym decydentom marzą się w dalszym ciągu urzędowe zarządzenia, dzięki którym będzie się chroniło, jak mówi dyrektor M. "nasze szkoły" (czytaj "nasze" jako publiczne, samorządowe, inne są już nie nasze). Historia się powtarza. Może się nie powtarza, ale zawsze istniała i istnieje taka część społeczeństwa, która nie ufa mądrości  i odpowiedzialności ludzkiej, ale uważa, że podstawą dobrego funkcjonowania społeczeństwa jest  KONTROLA. Paskudne słowo. Kontrola, tylko i wyłącznie, bez zaufania nie uczy odpowiedzialności, ogranicza a nie rozwija.