Już wielokrotnie sobie obiecywałam, że przestaję pisać tak zwany blog, bo przecież nikogo to nie interesuje, ale znów coś się pojawia na horyzoncie co wydaje mi sie na tyle interesujące, że chcę o tym napisać, nawet dla tych dwóch lub trzech osób, które mnie odwiedzają.
Zastanawiające są dla mnie od wielu lat drogi i ścieżki myślenia tzw. intelektualistów. Tych, kórzy poświęcają godziny swojego życia na rozpatrywanie aksjomatów matematyki, dowodów potwierdzających istnienie Boga , tych, którzy ćwiczą dniami muzykę Bacha, grają w sztukach Szekspira… i zawsze mnie zastanawiają ich poglądy ekonomiczne. Czują się, w większości ubodzy i niedocenieni, chcieliby mieć pieniędzy na tyle, aby móc dalej rozpatrywać aksjomaty etc, ba, niektórzy chcieliby docierać do źródeł sztuki w Egipcie, Etiopii..a kiedy zabierają głos w dyskusji mówią o tym, że 1.nie interesują się polityką lub 2. opowiadają, dyrdymały o tym, że trzeba z podatków utrzymywać olbrzymie rzesze "pięknoduchów", ubogich, chorych, biednych, tych, którym się nie chce pracować a chce im się jeść etc. I tak się zastanawiam, jak można mieć tak ograniczoną wyobraźnię ekonomiczną. Wiara w cuda przesłania tym ludziom podstawy istnienia w świecie realnym – o ograniczonych możliwościach wspierania wszystkich według ich potrzeb i życzeń. Dziwne są rzeczy na tym świecie.
Polecam książkę :Widmo Lorda Keynesa, Warszawa 2006, wyd. Fijorr Publishing
John Maynard Keynes najchętniej pozbyłby się gospodarki rynkowej, zlikwidował procent, wykreował nasycenie kapitałem poprzez nadanie inwestycjom charakteru społecznego.
W Polsce pracuje zaledwie 52,4% społeczeństwa, a więc ludzi, którzy są w wieku tzw.produkcyjnym i mogliby pracować. Jest to jeden z najniższych wskaźników w Europie. I zapewne nieprawdą jest to, że wynika ten fakt z braku pracy.