Solidarność kobiet na opak.

pexelsphoto1574650Jestem, no może raczej byłam – zwolenniczką scalania energii kobiet, ponieważ widziałam w tym sens. Jestem (chyba) też i feministką (bardziej w działaniu, niż w budowaniu i głoszeniu  teorii) .

Ale co mnie bardzo dziwi w ciągu ostatnich paru miesięcy, co by nie powiedzieć w roku istotnym, kiedy to kobiety uzyskały prawa wyborcze, solidarność i jedność kobiet staje się znakiem zapytania.

Zintensyfikowały się działania prokobiece w bardzo wielu miejscach w Krakowie. Niestety, nie widać owej integracji. I bardzo jest mi z tego powodu przykro. Przykłady: bardzo proszę:  powstała „Konferencja „Kobiety rządzą x 100”. Projekt wygląda świetnie. Tylko mnie zastanawia, dlaczego (nawet kurtuazyjnie)  nie zaproszono nas, tych, które zorganizowały cztery, podkreślam CZTERY Małopolskie Kongresy Kobiet. W każdym wzięło udział ponad 1200 kobiet z całej Małopolski. Była to olbrzymia i dość trudna organizacyjnie akcja, która się udała. Oczywiście możemy powiedzieć, że nikt nikomu nie narzuci obowiązku zaproszenia gości, ale my przez cztery kolejne lata organizowałyśmy kongresy KOBIECE, więc  nieco przykro, że o tym nawet nie wspomniano. A do dzisiaj działa „Stowarzyszenie Most Kobiet”, które było inicjatorem wydarzeń i jego członkinie  wykonały tak dużą pracę.

Inny przykład : ano proszę na Uniwersytecie Ekonomicznym organizowana jest kolejna konferencja poświęcona kobietom w XXI wieku (między liberalizmem, a konserwatyzmem)Duże wydarzenie, ale jakby tak znów osobno. Przyjeżdżają kobiety naukowczynie z całej Polski. A jaką tu integrację widziałabym? Może i taką, że jeśli mówi się o kobietach w biznesie – to fajnie byłoby wymienić (jeśli nie zaprosić do panelu kobiety zajmujące się w Krakowie biznesem (które to robią świetnie, z olbrzymimi sukcesami, że wymienię jedynie Marię Waliczek, czy Ewę Woch – a jest ich dużo  więcej). Nie wspomnę nawet o kobietach biorących udział w polityce, ponieważ  także i ich jest nieco  w Krakowie i w Małopolsce.

Brakuje mi integracji. Kiedy zapytałam jedną z organizatorek wyżej wymienionego spotkania, dlaczego nie integrują się środowiska kobiece, ale ze sobą konkurują, odpowiedziała, że chce wyrobić sobie markę, a te znane „by ją przykryły swoimi sukcesami”.  Tak to jest. Może więc nie jest prawdą, ze kobiece zarządzanie byłoby lepsze, a ambicje kobiece są inne i współpraca także. Sądy te zdają się być budowane znacznie na wyrost.

Powstanie sto imprez na stu lecie, ale głosów sto wcale nie da jednego potężnego sygnału, że wszystkie razem stanowimy jedno wyzwanie, jeden głos wdzięczności dla tych, które tak walecznie zabiegały o prawo do głosów.

I żal. Po prostu.

Budżet Krakowa 2019

geldMamy już od dzisiaj do dyspozycji poznanie budżetu na 2019 rok. Niewiele czasu na poznanie poszczególnych elementów.  Nowi radni, którzy przyjdą i my wszyscy staniemy się radnymi VIII kadencji dopiero od najbliższej środy i  nie będziemy mieli zbyt wiele czasu na dokładna jego analizę.

A ja po raz kolejny wyrażam swoje zdziwienie  sposobem konstruowania budżetu.

Budżet buduje  prezydent a więc organ wykonawczy i przedstawia go organowi stanowiącemu, a więc radzie miasta. Przyznacie Państwo, że już to zdanie pokazujące praktykę – jest dość dziwne.

Dalej: organ stanowiący poznaje efekt działania organu wykonawczego i stara się, w owym dokumencie zmieścić zadania, na którym mu zależy. Radni mają do czynienia z wyborcami, znają (lub raczej powinni znać) potrzeby swojego otoczenia, tudzież potrzeby środowiska. Wtedy prezydent (urzędnicy) mówią organowi stanowiącemu: chcesz pani/pan zmieścić zadanie? Dobrze, zlikwiduj więc któreś z tych, które my umieściliśmy i wstaw swoje. My oczywiście powiemy wszystkim, a zwłaszcza tym, komu zostało zlikwidowane zadanie, żeś to uczynił pani/pan radna/ radny.

Spędzamy więc całe noce starając się znaleźć w budżecie pieniądze na nasze zadania. Budżet jest spięty i trudno znaleźć zadania, które dadzą się zlikwidować.

Przednia zabawa – przyznacie Państwo. A ja sobie myślę, że mogłoby być inaczej. A na przykład tak: przed konstruowaniem budżetu prezydent (urzędnicy) zapraszają radnych, aby wspólnie zrobić zarys budżetu. Uświadamiają radnym (jeśli ci nie wiedzą), co jest konieczne, co da się przełożyć na później, a co jest potrzebne teraz etc. Konstrukcyjne konsultacje. I dopiero po nich urzędnicy przystępują do budowania budżetu. W międzyczasie rozmawiają z radnymi, analizując ich projekty, negocjują terminy etc. Jakieś wydaje mi się to proste, dialogiczne i nie konfliktowe.

Ale tak nie jest. Przykład: ano bardzo proszę< od wielu lat zabiegałam o zbudowanie basenu na ul. Eisenberga (dawniej był tam basen Polfy). Bywałam u pana prezydenta, prosiłam, nagabywałam. Miał powstać w systemie PPP. Nie wyszło. Upłynął czas, potem trzeba go było wsadzić w budżet kolejny. Nie zmieścił się, więc w kolejny.  Myśleliśmy, żeby ze względu na niedaleką odległość szkoły sportowej był to basen o wymiarach olimpijskich, ale  zmieniła się koncepcja prezydenta.  Chodziłam i prosiłam o pamięć wpisania do budżetu.
Wreszcie jest. No i cóż. Właściwie powinnam być wdzięczna prezydentowi (urzędnikom), że zmieścił się w budżecie. Ale niekiedy tak sobie myślę, że to nie tak być powinno, że nie na wdzięczności (dozgonnej) powinno to polegać, tej wdzięczności zahaczającej nieco na zażenowaniu (ileż to razy musiałam bywać wtedy kiedy mógł prezydent lub pan dyrektor od inwestycji sportowych, a ja musiałam przekładać wiele moich spotkań), ale na wcześniej przeprowadzonych rozmowach, ustaleniach partnerskich.

Nasza praca radnych polega na nieustającym nagabywaniu urzędników, prośbach, PROŚBACH , kokietowaniu etc, a mogłoby być inaczej. Kiedyś pani dyrektor wydziału powiedziała: „jak pani będzie miała jakieś potrzeby , jako radna – to niech pani idzie wcześniej do wiceprezydenta i go zapyta, czy taką potrzebę można zgłosić”. Wtedy przypomniałam pani dyrektor, że podobno my jesteśmy organem stanowiącym. Hmm, ponoć ,ale  jak widać,  jedynie w teorii.