Czy lobbing to korupcja?

Pisałam już o tym, ale wydaje się, że sprawa jest bardzo istotna. W USA same banki i koncerny farmaceutyczne ponoszą łącznie około 1/3 wszystkich zarejestrowanych wydatków na lobbing, podczas gdy związki zawodowe zaledwie 1,5%. Najpotężniejsze organizacje, takie jak Eurofer (koncerny hutnicze) czy ACEA (przemysł samochodowy) regularnie przygotowują pełne projekty nowych ustaw dla Komisji Europejskiej. Unijne prawo nie nakłada żadnych wymogów dotyczących reguł prowadzenia działalności lobbingowej w poszczególnych krajach. W niektórych państwach takich, jak na przykład Hiszpania i Belgia, regulacje takie praktycznie nie istnieją. W innych, jak Niemcy i Wielka Brytania, są dość restrykcyjne. Powstaje pytanie, czy wskazane są kontakty organów uchwałodawczych z lobbistami. Wydaje mi się, po moich skromnych doświadczeniach w radzie miasta, że tak i że te kontakty powinny funkcjonować według określonych reguł. Najgorzej jest wtedy, kiedy tworzy się uchwały, zasady, reguły bez konsultacji z podmiotami bezpośrednio zainteresowanymi. Powstają wtedy buble oparte na zbiorowej mądrości radnych, posłów etc. Nie wszyscy znają się na wszystkim i konsultacje są podstawą dobrego prawa. Jednak gdzie jest ta , jak się zdaje, dość cienka granica pomiędzy lobbingiem a korupcją. Czy dobrze opracowana metodologia współpracy pomiędzy organami uchwałodawczymi a profesjonalistami w danej dziedzinie nie mogłaby wykluczyć nieporozumień?