Zapraszam na seminarium

Spotkanie seminarium 26 marca (piątek) w godzinach 11.00 do 15.00 w Sali Portretowej Urzędu Miasta Krakowa Plac Wszystkich Świętych będzie  poświęcone organizacjom pozarządowym  zajmującym się kulturą.

W chwili obecnej jest budowana koncepcja  Strategii Kultury Miasta Krakowa – jest więc  czas na  pokazanie dobrych praktyk. Zaprosiłam osoby pracujące w Urzędzie Miasta w Warszawie i ludzi działających w organizacjach pozarządowych ze stolicy. Serdecznie zapraszam na nasze  seminarium. Byłabym wdzięczna za powiadomienie osób zainteresowanych  tematem. Pozdrawiam.

 Program:

 11.00 – 11.15 rozpoczęcie –  seminarium Małgorzata Jantos (radna Miasta Krakowa)

11.15 – 12.00 prezentacja zmian dokonanych w Ustawie dotyczącej organizacji pozarządowych

Bogusława Presz Urząd Miasta Krakowa

12.00 –12.30 zadania i funkcjonowanie Pełnomocnika ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi UM Warszawy

Marcin Wojdat

12.30- 13.00 Możliwości współpracy Urzędu Miasta Warszawy z organizacjami pozarządowymi Naczelnik Wydziału

Marcin Jasiński

13.00 -13.30 przerwa kawowa

13.30 -14.00 wystąpienie przedstawiciela warszawskich organizacji pozarządowych  –

Grzegorz Lewandowski

14.00- 14.20 wystąpienie przedstawiciela NGO Krakowa

Tomasz Gutkowski

14.20 – 15.00 dyskusja z udziałem organizacji pozarządowych Krakowa

15.00 zakończenie seminarium

15.00 – 15.20 konferencja prasowa dla mediów z gośćmi z Warszawy

 

Wybory w PO

Coraz bardziej jestem przekonana, że funkcje szefa krakowskiej PO powinna kontynuować Róża Thun. To, co się dzieje z pozostałymi kandydatami zdaje się być bardzo niepokojące. Panów opanowało szaleństwo. Żądza władzy przesłania rozsądek, walkę o prezydenturę Krakowa,w zasadzie wszystko. Potem okazać się może, że zwycięstwo jest pyrrusowe. I zapewne tak będzie. Może i sami bohaterzy nie są tak niedobrymi kandydatami, jak ich nieszczęsne otoczenie, kupa upiorów, wypychających jednego przeciwko drugiemu. Ale zapewne było tak w polityce zawsze. Liczyły się interesy "tych z tyłu". W gruncie rzeczy niekiedy lepiej być w historii kardynałem de Richelieu niż Ludwikiem XIII.

Korwin-Mikke o PO

Dzisiaj Janusz Korwin-Mikke pochwalił PO (słyszałam, więc piszę). Powiedział, że chwali PO za działanie liberalne, a więc brak aktywności i nie przeszkadzanie ludziom. I tutaj zgadzam się z Korwinem: nie przeszkadzanie jest podstawą dobrego działania rządu. Dyskretna pomoc, subtelna kontrola, a nie milony głupich przepisów, kretyńskie obostrzenia, kary za coś tam. Wczoraj, na przykład dostałam zawiadomienie, że nie mogę czegoś tam robić, ponieważ wyszła ustawa, która nakazuje zmienić w statucie mojej organizacji punkt 26. Sprawdziłam, punkt 26 nie jest najważniejszy. Eh, przykładów można mnożyć tysiące. A, jak powiedział Korwin, Polska nie wzięła udziału w histerii szczepionkowej przeciw grypie i wyszliśmy na tym dobrze. Nie angażowała się w aktywne przciwstawianie się kryzysowi  i … wyszliśmy na tym najlepiej.

Co się dzieje z ludźmi ?

Radio Kraków, "niby radio publiczne" powinno byc z istoty swojej apolityczne. Ostatnio mieliśmy dość niemiłe starcie. W jednym z programów pt. Loża polityczna szef radia zaprosił polityków, na czele z prezydentem Majchrowskim i jego zastępcą. Nie zaproszeni zostali przedstawiciele PO, ale za to najczęściej cytowaną w programie osobą byłam ja. Dziennikarz pytał prezydenta, co myśli na temat moich wypowiedzi i pan prezydent odpowiadał, bynajmniej nie w aurze symapatii, powagi i zrozumienia. Pozwalał sobie na cięte, niesymaptyczne teksty. Mnie nikt do radia nie zaprosił, ani tez nikogo z naszego klubu.   Zaskoczyła mnie działalność szefa radia. Obdarzałam go sympatią, miły sypatyczny pan-miś. Działanie  te nie można okreslić, jako zgodne z etyką dziennikarską. Po tym wydarzeniu zdawało się, że takiego błędu, paskudnych ataków wykonywanych przez media publiczne już nie spotkamy. I tu masz. W radiu wystapił pan Stanisław Markowski, świetny fotografik, z którym łączy mnie pasja i miłość do tanga. Autorski felieton pana Stanisława oparty był na bardzo brzydkich inwektywach skierowanych przeciwko PO. Byłam zaskoczona (po raz kolejny). I to dwoma wydarzeniami: po pierwsze, że pan Markowski, wykładowca w Krakowskiej Szkole Teatralnej pozwolił sobie na takie nieelegenckie wystąpienie, a po drugie, że znów radio Kraków  zaprasza ludzi, którzy potrafią się tak zachować. Nie rozumiem tych emocji ludzkich, jak można utożsamiać się z jedną czy drugą partią, aby ziać nienawiścią. Z czego to wynika? Przecież ci ludzie nie znają ani Tuska ani Kaczyńskiego na tyle, aby móc jednego oczerniać, a drugiego wychwalać. Nigdy w swojej działalności publicznie nie wyrażałam swoich opinii o prezydencie Polski, staram się nigdy nie obrażać moich kolegów z PISu w Radzie Miasta. I jeszcze jedna uwaga: chamstwo wśród polityków (a także, jak widać i nie-polityków) wspierają media. To one prowokują boksowania na wizji, zapraszają tych, którzy są chamscy (bo to jest medialne). Janusz Palikot to wiedział i zagrał tak, aby być zauważonym. Rozważne wystąpienia, merytoryczne a nie emocjonalne i nie daj Boże dotyczące tematów niemedialnych (gospodarka, finanse etc), to śmierć dla polityka.

Życie to pożądanie, reszta to szczegóły

Janusz Wiśniewski przypomniał książkę Harolda Laswella: Psychopatology and Politics, w której autor wychodząc z psychoanalizy Freuda, dowodził tezy, że w politykę angazują się mężczyźni, którzy mają na celu skompensowanie swoich porażek w zyciu osobistym. Kariery polityczne, według Laswella, pokazują istnienie zaburzeń seksualnych z okresu dzieciństwa lub okresu wchodzenia w dorosłość. I jak napisał (tym razem cytuję Wiśniewskiego): " Homo poiliticus to nikt inny jak ktoś, kto próbuje te zaburzenia z przeszłości kompensować zaspokojeniem przesadnie wyolbrzymionej potrzeby szacunku i uznania…U jej podstaw leżą frustracje i liczne kompleksy"

Pożądanie szacunku, sławy, pieniędzy, zawsze czegoś, niekiedy kogoś.

Coś w tym jest. Jak patrzę na swoich kolegów, to wypisz: kolejne przypadki według Laswella, ale czy jest tak  samo z kobiecym udziałem w polityce?

8 marca

Panie i panowie przechodzą na emeryturę w tym samym wieku między innymi we Francji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Niemczech, Norwegii. W Polsce ponad 40% Polek uważa, że wcześniejsza emerytura dla kobiet powinna obowiązywać dalej. Mój mąż twierdzi, że nie spotkał kobiety, która z powodu przejścia na wcześniejszą emeryturę bardzo by cierpiała. Raczej, jak mówi, one bardzo z tego powodu się cieszą.

Zdaje się, że problem jest bardziej skomplikowany, niż "radość z przejścia na emeryturę". Po pierwsze przeważająca większość z owych kobiet zamienia pracę zawodową na "bycie babcią" (a więc pracę nie mniej odpowiedzialną – a może nawet i bardziej przy dziecku, dzieciach), a poza wszystkim innym to faceci (piszę tutaj o tych zaradnych, a nie o typie mężczyzny "żerującego", a więc takiego, który zarabiając znacznie mniej od kobiety woli wychodzić z domu, niż w nim być i o ten dom dbać) zarabiają więcej niż kobiety, a więc rozsądnie biorąc się do analizy sprawy: po co robić to samo za mniejszą kasę, lepiej iść na emeryturę. W 1989 roku kobieta przeciętnie zarabiała 79% tego, co mężczyzna; w 1995 – 75%; ale w 1998 – 80% a w 2006 roku "już" 82%. Co więc robią kobiety, aby dogonić płace facetów? Zaczynają na przykład wykonywać zawody zarezerwowane dla mężczyzn, ponieważ tam płace są wyższe (zlikwidowane zostały wykazy prac prawnie kobietom zabronionym).

A tak a propos: gdyby kobieta była premierem, prezydentem naszego kraju i była większość kobiet w rządzie to może ruszyłaby akcja pod tytułem budujemy przedszkola a potem dopiero orliki?

PS I Jestem (po tylu latach pracy w samorządzie krakowskim) za parytetami. Chętnych, którzy chcieliby usłyszeć moje argumenty proszę o telefon. Umówię się i przedstawię swój punkt widzenia.

PS II  Wysłuchałam prezentacji naszych kandydatów (PO) na prezydenta kraju i obaj dużo czasu poświęcili zachęcaniu młodych ludzi do aktywności politycznej (czytaj bierzcie w swoje ręce losy kraju, miast, miasteczek etc.) Z moich obserwacji wynika, że młodzi świetnie sobie radzą, przejmują co się da i nie wynika z tego zbyt wiele dobrego dla kraju, miast, miasteczek (przykład choćby Rady Miasta Krakowa). Nie muszę oczywiście wspominać, że ci młodzi to oczywiście młodzieńcy (nikiedy bez wykształcenia lub mający wykształcenie takie byle jakie, rzecz oczywista bez doświadczenia – zawodowego bo i kiedy, życiowego etc). Niewielu  zachęca do brania spraw w swoje ręce kobiety. A może one ze swoim doświadczeniem zyciowym więcej wniosłyby do polityki? Są tacy, którzy mówią, że one nie chcą. Jest to oczywiście część prawdy. Może i nie chcą (bo trudno się babrać w tym politycznym g…..), są mądrzejsze (co więc ja tam robię). Jednak i jest tak, że kobiety się blokuje. Przed wyborami rektorskimi na UJ, ktoś powiedział: nasza Alma Mater nie uniosłaby rektora kobiety. Był to może i dowcip, ale taki sobie i pani profesor nie przeszła. Poza tym bardzo trudna jest rywalizacja w polityce z młodymi mężczyznami, chociażby i z tego powodu, że trudno jest pijać z nimi wódeczki w lokalach, a tam załatwia się większą część politycznych zagrywek, podejmuje decyzje o strategiach etc. cała zaś rzecz polega na pierwszych, "biorących" miejscach na listach partyjnych. Praca, mądrość, troska nie mają wartości takiej, jak dotarcie na pierwsze miejsca na liście.

PS III W mieście, gdzie mieszkają moi rodzice (miasto raczej niewielkie) rywalami w wyborach będzie dwóch 28-letnich panów. Niestety, po doświadczeniach krakowskich mam niedobre skojarzenia. Zapomniałam o tych wszystkich, którzy byli twórczy, wspaniali, epatowali entuzjazmem młodości itd. Mam przed oczami zblazowanych smarkaczy, przychodzących na kacu na radę miasta, strzelających pomysłami (przede wszystkim ze względu na obecność mediów), których nie mieli zamiaru realizować. Niestety, nie najlepsze mam skojarzenia z młodością w polityce. Może kiedyś bywało inaczej, teraz raczej jest okropnie.

Alice Eagly i Linda Carli, autorki książki „Przez labirynt: prawda o tym, jak kobiety zostają przywódcami”, piszą, że kobiety nie mają co liczyć na awanse, bo nie mają czasu na… spotkania towarzyskie. To na nich zapadają kluczowe decyzje o przyszłości. Zwłaszcza te personalne

Alteri vivas oportet, si vis tibi vivere. Seneka Młodszy 

Co się dzieje? Prezydent Kaczyński i Kraków

Po raz setny piszę, że dramatem samorządów jest ich upolitycznienie. Mnie jest ono obce. Na moją działalność wpływy Warszawy miały dość ograniczony wpływ. Jednakże na aktywność moich współtowarzyszy, można powiedzieć, już wpływ stolicy był większy. Wszystko zostało przebite aktywnością koleżeństwa z PISu. Dotarła do mnie wczoraj wiadomość, że krakowski klub PISu chce dać tytuł honorowego mieszkańca Krakowa prezydentowi Kaczyńskiemu. Pierwszy taki tytuł otrzymał w 1850 roku Andrzej Ettmayer d Adelsburg, był nim także potem Jan Matejko (który nota bene zwrócił obywatelstwo), Józef Piłsudski, Adam Sapieha, a także Koniew (Rada Miasta odebrała mu w 1992 roku tytuł), Józef Cyrankiewicz (spotkało go także i to samo), Margaret Thatcher, Czesław Miłosz, Piotr Skrzynecki, Danuta Michałowska i inni. Byli więc artyści, politycy. Jednak w okresie przedwyborczym taka działalność jest żenująca. nawiasem mówiąc pan prezydent Kaczyński nie za bardzo przepada za Krakowem. Oczywiście wszystko ma swoje drugie i trzecie dno.

Kraków w ocenie zagranicznej

FDI Magazine opublikował raport oceniający europejskie miasta pod względem rozwoju gospodarczego pt."The European Cities and Regions of the Future 2010/11". Oceniono 223 miasta w siedmiu kategoriach: potencjał ekonomiczny, efektywności kosztów, zasoby ludzkie, jakość życia, infrastruktura, nastawienie do biznesu i strategia promocji bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Wśród 25 najlepszych miast europejskich na 22 miejscu znalazła się Warszawa jako jedyne miasto polskie, wśród 10 najlepszych miast Europy Wschodniej – Warszawa znalazła się na drugim miejscu, Kraków na szóstym a Wrocław na dziesiątym.